Jak informuje tarnowski magistrat, władze miasta wciąż zabiegają o polubowne zakończenie sporu z rodziną Sanguszków dotyczącego terenu na Górze św. Marcina. Druga strona nie przejawia woli współpracy. Kilka lat temu sytuacja była dokładnie odwrotna – na podobne zabiegi Sanguszków nie reagowały władze. Resztki ruin niszczeją, spór się rozwija, pat trwa.
W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz - zauważył kiedyś słusznie Tadeusz Boy-Żeleński. Dwoje naraz nie chce już od dłuższego czasu i pat dotyczący terenu na Górze św. Marcina w Tarnowie trwa w najlepsze. Jak informuje magistrat, władze miasta wciąż zabiegają o polubowne zakończenie sporu o teren, na którym zlokalizowane są ruiny zamku i przejęcie go od rodziny Sanguszków. Druga strona nie przejawia jednak woli współpracy.
Na zaplanowanym 19 lutego spotkaniu w urzędzie miasta, mimo potwierdzenia odbioru stosownego zaproszenia przesłanego do Brazylii, nie zjawił się nikt z zainteresowanych. Zaproszenie do Pawła Sanguszki skierowane zostało na początku stycznia. Zastępca prezydenta Henryk Słomka–Narożański poprosił o jakikolwiek kontakt. Zaproponował w piśmie konkretny termin spotkania oraz wskazał jako alternatywę możliwość spotkania w innym czasie lub kontynuację negocjacji ugodowych w formie pisemnej. Bez odzewu. - Proponujemy porozumienie w tej sprawie, bo dalsze procesowanie się może potrwać latami. Zależy nam na tym terenie. To miejsce ważne dla ludzi – mówi zastępca prezydenta Henryk Słomka–Narożański.
Kiedy książę Roman Sanguszko w 1938 roku oświadczył publicznie, iż daruje miastu tę nieruchomość, nie wiedział ile narobi zamieszania. Zwłaszcza, że przed opuszczeniem kraju nie zdążył podpisać umowy notarialnej. Spór o teren z ruinami zamku trwa już kilka lat. Miasto powołuje się na reformę rolną na mocy której teren przeszedł w ręce Skarbu Państwa, rodzina Sanguszków decyduje o sprzedaży działek prywatnemu deweloperowi. W odpowiedzi władze Tarnowa w sądzie podważają transakcję. Sąd zawiesza postępowanie czekając aż Małopolski Urząd Wojewódzki ustali, czy sporne działki wchodziły w skład nieruchomości ziemskiej, o której mówi dekret PKWN z 1944 r. o reformie rolnej.
Obie strony wciąż jednak wyrażają wolę polubownego załatwienia sprawy, ale każda na swoich warunkach. Rodzina książęca chce sprzedać miastu działki za jedną trzecią ich wartości, czyli za około milion złotych. Miasto płacić nie zamierza uważając teren za własność Skarbu Państwa. Koło się zamyka, a sytuacji nie ułatwia wydana w ubiegłym roku decyzja nakazującą Pawłowi i Klaudii Sanguszko zabezpieczenie, uporządkowanie i oznakowanie ruin, które faktycznie pozostają w opłakanym stanie i stanowią realne zagrożenie dla bezpieczeństwa licznie je odwiedzających spacerowiczów. Nie ułatwia jej także sugestia miasta, że Sanguszkowie będą musieli zapłacić zaległy podatek od nieruchomości, właśnie dlatego, że o zabytkowe ruiny nie dbają. I jedną i drugą decyzję pełnomocnik Sanguszków zdecydowanie kwestionuje.
Wszystko wskazuje na to, że sąd ponownie będzie miał ręce pełne roboty. A mogło być tak pięknie - kilka miesięcy temu Paweł Sanguszko miał spotkać się w tej sprawie z prezydentem Ś. Nie zdążył...