Rademenes, mówiący kot, spełniał siedem życzeń. Tu jest odwrotnie, siedem kotów ma jedno życzenie – by pozwolić im robić to, na co akurat mają ochotę. Goście są tu zawsze mile widziani, ale gdy gość przesadza, koty znikają. Bo kot ma jednak tylko jedno życie.
Gdy wchodzę do przytulnego lokalu, Książę śpi zwinięty w kulkę na drapaku, Rademenes ogląda świat z parapetu, a Dzidzia przybiega sprawdzić, kto przyszedł. Z gablot kuszą pyszne ciasta, a na gablotach stoją do kupienia dekoracje, oczywiście z kocimi motywami. Natomiast pani Małgosia montuje przy wejściu nowy regulamin. Nowy, bo w tym poprzednim nie przewidzieli sytuacji które mogą się zdarzyć i, niestety, zdarzają.
Pomysł na kocią kawiarnię pojawił się w zeszłym roku. – Jesteśmy miłośnikami zwierząt, zawsze byliśmy i zawsze wokół nas są jakieś zwierzęta. Chcieliśmy otworzyć w Tarnowie coś, czego jeszcze nie ma i przyszła nam do głowy kocia kawiarnia jako fajna alternatywa. – mówi pan Janusz. Od pomysłu do realizacji minęło kilka miesięcy i 14 marca Rademenes, tarnowska kocia kawiarnia, miała powitać pierwszych gości. Miała, bo koronawirus pokrzyżował wszystkie plany. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – przez czas kwarantanny mieszkające tu koty całkowicie zawładnęły przestrzenią.
Otwarcie kawiarni przy ulicy Żydowskiej nastąpiło 19 maja, a spragnione pieszczot i człowieka koty przyjęły to z radością. Jednak już po tygodniu oczywistym się stało, że łatwo nie będzie.
Koty żyją własnym życiem. Każdy z siedmiu mieszkających tu futrzaków ma własną historię i każdy jest inny. Jest Książę ze swoim bratem Strzałkiem – 4-letnie, biało-rude kocurki, które pierwsza właścicielka z ciężkim sercem musiała oddać. Jest humorzasta, czarna jak noc Atena i jej lustrzane odbicie, Rademenes. Jest drobniutka Dzidzia i najmłodsze rozrabiaki – Kleofas i Kleopatra. Wszystkie lubią ludzi, lubią zabawy, lubią ułożyć się na kolanach. Lubią też wskoczyć na stolik i towarzyszyć w piciu kawy. Ale mają swoje humory, gorsze dni, chcą odpocząć, pospać lub po prostu posiedzieć w samotności i spokoju. Nie wszyscy to rozumieją i nie wszyscy potrafią uszanować.
Fajnie jest wypić kawę w kocim towarzystwie. Nawet, jeśli kawa jest z kłaczkiem, a błyszczące ślepka nieustannie wpatrują się w talerzyk z ciastkiem. Ciastka to zresztą jedna z wielu linii, na których dochodzi do nieporozumień. Otóż koty ciastek nie jedzą, a przynajmniej nie powinny jeść. Po prostu – po ciastkach chorują. Pyszne ciasto brownie, które na początku serwowano w kawiarni, musiało niestety z oferty zniknąć – zbyt wiele lądowało go w małych brzuszkach. Wydawałoby się, że w kawiarni tabliczka z napisem „nie karmić zwierząt” jest zbędna, a jednak czasami by się przydała. Bo co zrobić, gdy ktoś przynosi...pierogi, by nakarmić koty? – Ludzie nie mają pojęcia o kotach, jak się nimi zajmować, jak karmić. Nic, albo bardzo mało wiedzą o ich zachowaniach i zwyczajach. Są zdziwieni, gdy zwraca im sie uwagę – mówi pani Małgosia.- Pewna pani zapytała, czy może przyjść z własnym kotem. Bo jeżeli to kocia kawiarnia, to chyba można przyprowadzić kota? Nie, nie można. To ogromny stres dla kota, który wchodzi w obce miejsce, a przede wszystkim w obce stado. Nasze koty są od dawna razem, znają się i akceptują. Nie wiadomo jak zareagują na innego kota. Może skończyć się różnie.
Dlatego pojawił się pomysł na spotkania z behawiorystką. Behawiorysta to taki psycholog zwierzęcy, który wie, jakie są naturalne i prawidłowe zachowania zwierząt oraz jak czynniki zewnętrzne i wewnętrzne wpływają na te zachowania. Jest też w stanie wyjaśnić opiekunowi kota, jakie są możliwe przyczyny danego zachowania i podpowiedzieć, jak problem rozwiązać. Cykl spotkań z behawiorystką ma się rozpocząć we wrześniu, podobnie jak cykl spotkań z weterynarzem. Po to, by informacje o stanie ducha uzupełnić informacjami o stanie ciała. Spotkania będą bezpłatne, ale w planach jest puszka i zbiórka wolnych datków. Nie, nie na kawiarnię. Pieniądze przekazane będą jednej z organizacji opiekujących się zwierzętami. Podobnie ma się rzecz z karmą. – Karmę chętnie przyjmujemy. Jeżeli ktoś chce przynieść, zapraszamy. Musi być jednak w zamkniętym opakowaniu, z datą ważności. To nie dla naszych kotów, one mają swoją karmę, do której są przyzwyczajone. Tą zebraną przekażemy na dokarmianie bezdomnych kotów - mówi pan Janusz.
Oczywistym jest, że kocia kawiarnia to największa atrakcja dla dzieci. Dzieci kochają koty, ponieważ kotki są puszyste, miękkie, miłe w dotyku i można się do nich przytulić. Dlatego często traktują kota jak pluszaka, a nie jak żywe, czujące stworzenie. Rodzice zaś boją się, że kot zrobi krzywdę dziecku, ale nie martwią się, iż to ich pociecha może coś złego zrobić zwierzakowi. Bo przecież „kot zawsze spada na cztery łapy”. A koty nie lubią hałasu, gwałtownych ruchów, a najbardziej na świecie nie lubią, gdy się je do czegoś zmusza. Pani Małgosia mówi, że jak ognia unikają zamykania kotów, ale czasami nie ma wyjścia. Kotki, dla własnego bezpieczeństwa i spokoju, muszą „iść spać”. A wtedy dzieci są rozczarowane, a rodzice obrażeni. Bo to przecież tylko kot...
Inna sprawa, to psucie kocich zabawek, rozkręcanie drapaków i wchodzenie w butach na miękkie kanapy. To nie ma już nic wspólnego ze zwierzętami, ale po prostu z wychowaniem. W nowym regulaminie kawiarni pojawił się zapis, że dzieci do 14 roku życia mogą w niej przebywać tylko pod opieka dorosłych. Ale to nie gwarantuje niczego. Jeżeli rodzice nie nauczą dziecka właściwego stosunku do zwierząt i sami do zwierzęcia nie mają szacunku, żaden wiek tego nie zmieni. Nie należy oczywiście uogólniać. Zdarzają się mali ludzie, który nie tylko z domu wynieśli miłość do wszelkich stworzeń, ale mają też wrodzoną delikatność i nie potrzebują specjalnego nadzoru ze strony dorosłych. Pani Małgosia wie o tym i zapewnia, że nie chcą sztywno trzymać się regulaminu. Dziecko dziecku nierówne i przez czas funkcjonowania kawiarni wiele razy miała okazję się o tym przekonać. Pani Małgosia opowiada o różnych, czasami zaskakujących i dziwnych sytuacjach, a gdy tak sobie gawędzimy, pojawia się zaspany Kleofas. Kocie dziecko, oczko w głowie. Zaspany, ale widać, że już kombinuje na co by tu zapolować. W ciągu kilku chwil wszędzie go pełno. Maluchowi nie trzeba wiele – wystarczy wędka czy kulka z papieru i już pełnia szczęścia gwarantowana.
Rademenes czeka na gości. Czeka i zaprasza na kawę, sok, ciastko, na małe co nieco. Czekają też kociaki, bo głasków i miziania nigdy za wiele. Byle z wyczuciem.
Podobno koty albo się kocha, albo nienawidzi. Siedząc z Rademenes na kolach i patrząc na rozbawionego Kleofasa, przychodzi mi do głowy cudowna myśl Oscara Wilde – „Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los”. Tych poszkodowanych szczególnie zapraszam do odwiedzenia kociej kawiarni. Kto wie, może los jednak się uśmiechnie i nagle wybuchnie płomienne uczucie do tych pięknych i tajemniczych zwierząt? Nie bez powodu przecież koty w starożytnym Egipcie traktowane były jako zwierzęta święte.
Najważniejsze to pamiętać, że w Rademenes koty są gospodarzami. My do nich tylko przychodzimy z wizytą.