Ks. Janusz Królikowski "Dictum Acerbum"
„PRZEJŚCIE”, ofiarom wypadków drogowych
Przy polskich drogach stoi mnóstwo krzyży, które upamiętniają wypadki drogowe, ich ofiary, a w wielu wypadkach zostały także postawione przez tych, którzy uznają, iż doznali „cudownego” ocalenia z wypadków, które miały miejsce. Mają charakter upamiętniający i wotywny. Można je spotkać w najbardziej różnorodnych miejscach: przy drodze, w rowie, na drzewach przydrożnych, na skrzyżowaniach i rondach. Niekiedy ich obecność jest niewygodna, a nawet niebezpieczna dla uczestników ruchu drogowego. W wielu wypadkach te krzyże zostały już zapomniane, a nawet są przedmiotem lekceważenia, by nie powiedzieć bluźnierstwa. Pojawia się niepokojące pytanie, co z tym fenomenem zrobić, bo tych krzyży jest już za dużo, tracą swoją wymowę i siłę oddziaływania.
Czego wyrazem są te krzyże? Najpierw wyrażają na pewno wiarę. Ludzie potrzebują wyznać wiarę w życie wieczne, ustawieniem krzyża w miejscu śmierci. I jest to jak najbardziej uzasadnione. Są świadectwem doznanej tragedii, której krzyż jest niewątpliwym symbolem. Ból wywołuje w nas potrzebę reakcji i uznania go. Krzyże w zamyśle wielu ustawiających mają być znakiem napominającym, aby uważać na drodze i nie doprowadzić do nowej tragedii. Stają się znakami przyznania się do winy i wyrzutów sumienia, bo stawiają je także sprawcy wypadków drogowych. W niejednym przypadku są też znakiem ucieczki, bo ci, którzy stawiają krzyże, chcą jakoś przysłonić swoje zaniedbanie, np. rodzice, a sprawcy zbrodnię, której się dopuścili, a teraz szukają jakiejś formy zadośćuczynienia i oczyszczenia. W niejednym przypadku stawianie krzyża na miejscu wypadku stało się po prostu przyzwyczajeniem – skoro inni tak robią, to i ja muszę tak zrobić. Skoro inni postawili przy drodze krzyż, to w takim razie należy uczynić to samo. Takie krzyże właściwie nie oznaczają już niczego, są puste i bez wyrazu.
Trzeba jednak zauważyć, że krzyż postawiony przy drodze na ogół nie spełnia we właściwym znaczeniu żadnej z nadawanych mu funkcji. Dla wierzącego krzyż powinien być przedmiotem czci, a nie bezmyślnego stawiania w mało odpowiednich miejscach, gdzie nawet samo zatroszczenie się o niego jest dalece utrudnione, np. na ruchliwym rondzie. Postawiony krzyż nie łagodzi doznanej tragedii, ale stale ją przypomina, bez możliwości jej wewnętrznego przyjęcia i przeżycia. Zmierzenie się z tragedią ma wymiar przede wszystkim duchowy. Tak wielka liczba przydrożnych krzyży nie spełnia już funkcji napominającej. Został przekroczony pewien punkt krytyczny, w którym liczy się tylko statystyka, a ta nie jest bezduszna i niczego nie wyraża. Nie łagodzi ani nie wyzwala od wyrzutów sumienia, ani nie pozwala na przeżycie faktycznego zmierzenia się z problemem, czy to u poszkodowanego, czy u sprawcy wypadku. W niejednym przypadku krzyże przydrożne są czymś zabobonnym, ponieważ oddalają od poważnego postawienia problemu, zadowalając się jego namiastką. Co więcej, niekiedy są rzeczywiście problematyczne, gdy są ustawione w nieodpowiednich miejscach, mogąc przyczynić się nawet do spowodowania nowych wypadków. Drogowcy niejednokrotnie pytają, czy można taki krzyż usunąć, bo im przeszkadza w remoncie drogi.
Sytuacja domaga się poważnego namysłu i jakiegoś działania. Jest pewne, że krzyże stawiane przy drogach są jakimś znakiem, który należy głęboko i poważnie odczytać. Na pewno nie należy poddać myśli o usuwaniu istniejących krzyży, zwłaszcza zadbanych, czy też będących znakiem największych tragedii. Nie należy też zabraniać ich ustawiania. Jedno i drugie byłoby pozbawione sensu, choć należy nadać temu zjawisku bardziej wyraziste znaczenie.
Wydaje się, że najwłaściwsze odczytanie tego zjawiska domaga się wyznaczenia odpowiednich miejsc, które służyłyby upamiętnianiu ofiar wypadków drogowych, które prowadziłoby do pojednania między ofiarami i sprawcami, które służyłoby pomocą w pogodzeniu się z przeżyta tragedią, a w niejednym przypadku także konkretną pomocą i konsultacją medyczną, psychologiczną, prawną itd. Te przydrożne krzyże o to wołają.
Pierwszorzędnie chodziłoby w takim miejscu o upamiętnienie ofiar, mógłby taką rolę spełnić np. jakiś pomnik, księga ofiar, ale przede wszystkim chodziłoby w takim miejscu o stałą modlitwę za ofiary, wszystkich poszkodowanych, jak i za tych, którzy z tymi problemami na co dzień się spotykają, niejako zawodowo, np. policjanci, lekarze itd. Powinno to równocześnie być miejsce szeroko oddziałujące jako przestroga i napomnienie o charakterze formacyjnym. Tylko w taki sposób można by pokazać wielkość tragedii, jakich pełno na polskich drogach i drogach całego świata, a także wskazywać na drogę wyjścia z sytuacji. Takie miejsce, związane z jakimś kościołem, mogłoby stać się dąć sprzyjające warunki do przeżywania i wyrażania w rozmaity sposób solidarności poszkodowanych i wzajemnego przebaczenia ofiar i sprawców. Chodzi o to, by było to miejsce podnoszące duchowo i pocieszające w najwyższym stopniu. Chodziłoby w takim miejscu również o stworzenie warunków do umocnienia duchowego oraz odnowienia osobowego i psychologicznego po doznanej tragedii, a przy tym o udzielenie potrzebnej pomocy, gdyż poszkodowani w wypadkach często są po prostu bezradni w sytuacji, w której się znaleźli.
Wychodząc z tych obserwacji i założeń postanowiliśmy, aby takie miejsce – jako pewien eksperyment – zorganizować w Zabawie przy sanktuarium bł. Karoliny Kózka, rozwijające się pod ogólnym hasłem: „Przejście”. Jest to miejsce związane z męczeństwem młodej dziewczyny, więc niejako naturalnie mogłoby być punktem odniesienia dla tych, którzy przeszli przez życiowy dramat, doznając jakiejś szkody na drodze, tracąc swoich najbliższych, załamując się i szukając drogi do pogodzenia się z doznanym bólem, by potem wejść na nowy etap swojej życiowej drogi. Myśl dojrzewała od jakiegoś czasu, a wiele znaków pokazało, że jest uzasadniona i ma szerokie grono osób wspierających. Proponuje się więc zbudowanie jakiegoś pomnika upamiętniającego ofiary wypadków drogowych, przygotowanie miejsca dla tych, którzy chcieliby postawić swój krzyż, albo przenieść krzyż znajdujący się gdzieś przy drodze; przy sanktuarium zaprowadziłoby się „księgę pamięci” i wprowadziło na stałe w życie sanktuarium w Zabawie modlitwy za ofiary wypadków drogowych. Docelowo znalazłby tutaj swoje usytuowanie także ośrodek pomocy psychologicznej dla osób, które doznały rozmaitych urazów w związku z wypadkami drogowymi. Szczegóły organizacyjne są obecnie dopracowywane w gronie ekspertów.
Krzyże przydrożne wyznaczają „przejście” gwałtowne i dramatyczne wielu ludzi z tego świata do Boga. Tych przejść jest zbyt dużo, by nie spotkały się z naszą reakcją i nie zostały potraktowane w jak najlepszy sposób. Nie jest to problem tylko tych, którzy bezpośrednio noszą znamię uczestniczenia w wypadku lub jego skutkach. Problem dotyczy wszystkich, odkąd wszyscy musimy poruszać się po drogach i korzystać z rozmaitych pojazdów. Nie ma gotowych wzorów jak to uczynić. Jedno jest pewne: „przyjście” Chrystusa z tego świata do Ojca – Pascha/Wielkanoc – które jest punktem odniesienia dla każdego przejścia z tego świata do wieczności, musi być punktem odniesienia także w tym przypadku. W tej perspektywie podejmujemy próbę chrześcijańskiego potraktowania tego zjawiska i włączenia w niego tych, którzy zetknęli się z nim w sposób najbardziej bezpośredni.
Ks. Janusz Królikowski
15.11.2008