Wielkie serca, trudne wyprawy

 Ta historia zaczyna się w USA, zahacza o Niemcy i Słowację, a kończy w Polsce, w Tarnowie. Przylecieli zza oceanu, żeby pomagać. Po prostu. Przywieźli ze sobą pomysły, chęci i zebrane na tą pomoc pieniądze. Los, i trochę człowiek, skierował ich do firmy Emes i Partnerzy. I tak oto trafił swój na swego.

 

Fundacja Human Kind Fund powstała po to, by pomagać wszędzie i każdemu, kto pomocy potrzebuje. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, konieczność pomocy stała się oczywista. Czwórka członków fundacji, za namową znajomego z Niemiec, najpierw wylądowała na Słowacji, gdzie organizacji pomocowych jest stosunkowo mało i mogli się przydać. Ale to nie było to. Tracili tam zbyt dużo czasu na zbyt dużo formalności, a oni chcieli pomagać własnymi rękami, konkretnie, ludziom, którzy tej pomocy potrzebują natychmiast. Pojechali więc do Krakowa, a tam niejaki Wiktor, człowiek-orkiestra, o którym dużo by mówić, wskazał im Tarnów, Marcina Skórę i jego firmę Emes i Partnerzy. I tak oto trafił swój na swego.

Emes akcje pomocowe i charytatywne prowadzi od dawna. Gdy wybuchła wojna, natychmiast zajęła się organizacją transportów. Ale z głową. Na granicy pierwszy raz pojawili się w trzecim dniu wojny. Dzięki ukraińskim znajomym, organizowali ewakuację ludzi ze wschodniej Ukrainy. Zabierali ich z granicy i rozwozili we wskazane miejsca w Polsce. Bo wtedy jeszcze większość  nich miała dokąd i do kogo jechać. Ta pomoc szybko zamieniła się w pomoc celowaną. Dzięki licznym kontaktom, także wśród walczących, wiedzieli kto, gdzie i czego potrzebuje. Zaczęły się regularne kursy. Pomoc rzeczowa organizowana przez Emes trafia bezpośrednio głównie do Lwowa, a stamtąd m.in. do Żytomierza, Kijowa, Charkowa, Ochtyrki, Krzywego Rogu. Wśród dostarczanych darów znajdują się  radiostacje, power banki, latarki czołowe, kamizelki, rękawice, medykamenty, defibrylatory, żywność długoterminowa. Środki medyczne, od bandaży po kroplówki, przekazywane są  dla Львівський Добровольчий Медичний батальйон – lekarskiego wolontariatu we Lwowie, który najlepiej wie, jak nimi dysponować. Duży, wypełniony żywnością po dach samochód, trafił do lwowskiego domu dziecka. Akcesoria potrzebne w walce trafiają do walczących. Wszystkie dostarczane rzeczy są nowe i wysokiej jakości. Jadące na Ukrainę samochody nigdy nie wracają puste. Zabierają, ile się da, uciekających ludzi.

To nie są łatwe wyprawy. Nie tylko ze względu na długą drogę, trudności na przejściach granicznych, zmęczenie i obawę. Są też trudne emocjonalnie. Marcin, który z Charkowa zabierał kobietę odprowadzaną przez syna mówi, że nigdy ich pożegnania nie zapomni.

Akcje Emesu wspiera wiele osób. Cicho, z sercem i wielkim oddaniem. Pomaga aktor Marcin Dorociński, który do tej pory sfinansował zakup 110 power banków i 330 pakietów żywieniowych dla żołnierzy – wysokospecjalistycznej żywności, bardzo przydatnej w trudnych, wojennych warunkach. Mocne wsparcie finansowe popłynęło również ze strony Izy, Uli, Mirosława, Grzegorza, Katarzyny, Stowarzyszenia Caring Hands z Wiednia.

Trochę niespodziewana, ale bardzo pożądana obecność fundacji Human Kind Fund, jeszcze bardziej przyśpieszyła i znacznie ułatwiła kolejne, przygotowywane akcje. Amerykanie są szczęśliwi. Wreszcie robią to, co robić chcieli, widzą, jak dzięki ich pomocy zapełniają się kolejne samochody. Noszą, sortują, układają i płacą. Są zawsze tam, gdzie mogą się przydać. Mówią, że Amerykanie bardzo chcą pomagać, ale nie bardzo wiedzą jak. Najlepszym rozwiązaniem jest zbiórka pieniędzy, bo te potrzebne są zawsze. Ale w Ameryce, podobnie jak w Polsce, zaufanie do zbiórek pieniężnych jest dość ograniczone. Nigdzie nie brakuje oszustów potrafiących wykorzystać każdą, najbardziej nawet tragiczną sytuację. Dlatego, aby uwiarygodnić swoje działania i skłonić rodaków do wpłat, nagrywają relacje z Tarnowa, które emitowane są w chicagowskiej telewizji. Pokazują co robią i jak robią, a przy okazji pokazują Tarnów, o którym do tej pory pewnie niewielu Amerykanów wiedziało. Dzięki tym krótkim filmom pieniądze wciąż są, a oni mogą finansować zakupy, które sfinansować byłoby trudno i – co więcej – obiecują robić to jak najdłużej. Wysłanych transportów nikt już nie liczy. Po prostu – trzeba jechać, to jadą.

Teraz przed wszystkimi stoi kolejne, trudne wyzwanie. Transport 50 dzieci wraz z opiekunami z sierocińców w Charkowei i Mariupolu. Przygotowania trwają od dłuższego czasu, bo zabranie dzieci wymagało zgody ukraińskiego ministerstwa. Ale wszystko jest na dobrej drodze, nieco tylko przesunęło się w czasie. Marcin czeka na telefon z informacją, kiedy dzieci będą we Lwowie, skąd zostaną zabrane. Czeka też gotowy do drogi, wypełniony kolejną partią darów samochód i autobus dla dzieci. Wszyscy mają nadzieję, że te bezpiecznie dotrą do Lwowa, a stamtąd do Polski, gdzie wreszcie będą mogły zasnąć spokojnie.

 

 

 

 

 

 

20.03.2022
Twój komentarz:
Ankieta
Jak oceniasz pierwsze miesiące pracy nowego samorządu Tarnowa?
| | | |