Szopka 2009

Sekrety enigmy, czyli...opóźnienie może ulec zmianie
Bardzo tajny konwektykl na remontowanym dworcu kolejowym oczekującym okrągłego jubileuszu
spotkanie na niwie i w kontekście

 
Prolog:

Już rozbłysła pierwsza gwiazda

W górach z trzodą gada gazda

Kaszub rybie patrzy w oczy

Mazur się z Mazurką droczy

A nad morzem szumi morze

Kraj doczekać się nie może

Ryby, barszczu, kutii, uszek

Przy choince pogaduszek

 

Narrator (wyjątkowo w typie szalejącego reportera radiowo - telewizyjnego w jednym):
Dworzec - ważna rzecz dla miasta

A więc rajcy ustalili

Że spotkają się na dworcu

W przedświąteczny dzień Wigilii

Prawie przyszli. W dworca hali

Będą sobie planowali

Tajne zaczną się obrady

Bez przebrania nie dam rady

By mi widoku nikt nie przesłaniał,

Stanę się deską z rusztowania

Albo, choć problem mam z wadą słuchu,

Stanę pod ścianą jako kiosk "Ruchu"

Lecz kiedy zaczną już obradować

Nie wiem, czy będę miał się gdzie schować

Więc z przyłożonym do ściany uchem

Będę się modnym parał podsłuchem.

 

(Prezydent ze starostą pojawiają się wspólnie jako pierwsi)

Ryszard Ścigała (jednym słowem - prezydent):
Mamy stare, mamy nowe

I zabytki odlotowe

I galerię nowoczesną

 

Mieczysław Kras (jednym słowem - starosta):
Wieś i dawną i współczesną

 

Ryszard Ścigała:
Stary dworzec, nowy szpital

 

Mieczysław Kras:
Wszystko to turystów wita

 

Złośliwy dziennikarz (imię i nazwisko do wiadomości redakcji):
Pomieszane, poplątane.

Nie wiadomo w jakim stanie

Jest kondycja tego miasta

Czy na centrum nam wyrasta

Z europejskim stylem w zgodzie

Czy jak w domu i zagrodzie

 

Maria Zawada - Bilik:
Przyjdą dzieci, zaśpiewają

I choinki przygotują

dzieci o nic nie pytają

 

Ryszard Ścigała:
Tylko żal, że nie głosują

 

Maria Zawada - Bilik:
Małe serca - wielka wdzięczność

Inaczej niż ci rodacy,

Którzy nigdy nie docenią

Trudu, znoju naszej pracy

 

Ryszard Żądło (przewodniczący Rady, ale to chyba już wszyscy wiedzą):
Chodźmy miejsce przygotować

Żeby było gdzie świętować

 

Stanisław Klimek:
Jak to miejsce? Wszak z rodzinką

Świętujemy pod choinką

 

Ryszard Żądło:
Ja nie o tym, ja o fecie

Wielkiej fecie na stulecie

 

Paweł Topolski (fotoreporter) popełnia dygresję:
Będzie feta? Lubię fety

Zwłaszcza te, gdzie można zjeść

Coraz mniej ich dziś niestety

Mowa, wstęga - no i cześć

 

Antoni Zięba:
Kto sto lat obchodzić może?

 

Ryszard Ścigała:
To pan nie wie? Dworzec, dworzec!

 

Anna Czech:
Jak to dworzec? Ładne buty!

Ten w remoncie?

 

Jerzy Hebda:
Ten zapluty...

 

Henryk Słomka Narożański:
Dlatego na dworcu się dziś spotykamy

Sprawdzimy stan robót, nakreślimy plany

Zresztą tutaj łatwo w tłumek się wtopimy

I przed wyborami nastroje sprawdzimy

 

Grzegorz Światłowski:
Z tłumem to ostrożnie

Tłum trochę wkurzony

Niech się w niego wtapia

Kto ubezpieczony

A ja sobie raczej

W kąciku usiędę

I do dyspozycji

W tym kąciku będę

 

Narrator:
I tak oto nagle

Po wstępnym zadęciu

Kącików szukało

Aż dwudziestu pięciu

 

(Tymczasem w zupełnie innym miejscu w mieście):

Komendant policji:
Co się dzisiaj w mieście dzieje,

Że drogówka tak szaleje?

Wszyscy już w terenie byli

 

Podwładny komendanta:
Nowe rondo otworzyli...

A, że przyszły nowe czasy

Nowe rondo ma dwa pasy

 

Jacek Łabno:
To jest skandal, takie ronda

Choć niewinnie to wygląda

Ale jednak, mimo chęci

To jest prawie rondo śmierci.

Skargi piszą mi kierowcy

Tarnowianie zwykli, prości

Skargi piszą taksówkarze

Kto konkretnie? Ja nie wskażę

Ale jedno zawsze powiem

Za to rondo ktoś odpowie!

 

Zdzisław Musiał - inżynier, dyrektor:
Nie przejmować się stłuczkami

Nowoczesność jest za nami

Zresztą - rondo tymczasowe

Wkrótce znów zrobimy nowe!

 

Marek Oracz - od komunikacji ekspert niewątpliwy:
Nie odbierać telefonów

Nie tłumaczyć się nikomu

Nawet jeśli dzisiaj kluczą

Po tygodniu się nauczą

 

Zwykły tarnowianin (udający się do pracy):

Autobus czerwony

Przez ulice mego miasta chce

Chce przejechać zrozpaczony

Lecz jak co dzień - nie da się

Powoli, z mozołem

Ledwie tylko ruszy, staje znów

Ze zroszonym potem czołem

Rzucam wiązkę brzydkich słów

 

Chór aniołów (które muszą pojawić się w każdej porządnej szopce, więc miejmy to z głowy):
Gdzie sala z lustrami

Tam miasta wybrańcy

Próbują leniwie coś trzy po trzy po trzy pleść

Czekają, aż wieczór się w mieście roztańczy

I chyłkiem znikają, Po pięć i po sześć

 

I w salkach zamkniętych za stołem siadają

Pół litra prawdy stawiają na stół

I długo gadają, gadają

A prawdy przybywa po ćwierć, po pół

 

Gadu, gadu, gadu

Gadu, gadu, gadu - nocą

Baju, baju, baju

Baju, baju, baju - dniem

 

Czasami przychodzą gdzieś nieproszeni

I nudzą i plotą, że tak, że siak

I dają nam rady, których nie chcemy

I mówią, że słusznie jest właśnie tak.

 

Gadu, gadu, gadu

Gadu, gadu, gadu - nocą

Baju, baju, baju

Baju, baju, baju - dniem

Ryszard Żądło:
Proszę Państwa, wkrótce święta

Niech więc każdy zapamięta

By je godnie w domu przeżyć...

 

Stanisław Klimek:
I pobieżyć i pobieżyć

I pobieżyć na Pasterkę

 

Narrator:
Wszyscy mają chęci wielkie

Prosić już nieboskłon cały

By wybory się udały

 

Nieznany pasażer, który przypadkiem wszystko słyszał
Mam dwie lewe ręce

Do każdej roboty

Bardzo lubię święta

I wolne soboty

Wolnych sobót dawno

Już nie mam w grafiku

A więc chętnie wezmę

W radzie fiku - miku

 

Józef Rojek:
No koledzy - zaśpiewajmy

Pastorałkę przed świętami

Taką wspólną, jednym głosem

Taką, którą wszyscy znamy

 

Chór członków PO:
Kaczka pstra...

 

Józef Rojek:
O wypraszam sobie takie

Świąteczne aluzyjności

Kaczka dawno już jest ptakiem

Politycznych złośliwości

 

Edward Czesak (lider):
Panowie, wy tu śpiewacie

Pastorałki w ciepłej sali

A tam zdrada, pucz i hańba

Tam nam Kazia odwołali

 

(Następuje pełna grozy cisza)

 

Roman Korczak (podobno wyleczy wszystko):
Jak to Kazia. Kaziu wszakże

Świetny był... Miał być do końca

 

Edward Czesak:
Kazia koniec właśnie nadszedł

Do prezesa słać nam gońca

 

Grzegorz Kądzielawski (młody człowiek):
A tam znowu - Kaziu, Kaziu

A to nie jest żadna draka

Może jednak zaśpiewamy

Tylko błagam, nie o ptakach

 

Tadeusz Gancarz:
Do żłobu, hej pasterze..

 

Anna Czech:
No nie, znowu? Dajcie spokój

Już nie mówcie o wyborach

Teraz święta i Sylwester

Na wybory przyjdzie pora

 

Kazimierz Koprowski (były zastępca):
Chociaż mnie dzisiaj gnębią psubraty

Zabrzmi tu jeszcze "Powrót taty".

 

Henryk Słomka - Narożański (aktualny zastępca):
Każdemu wolno marzyć

To otuchą go napawa

A to ważna sprawa

Królewskie mieć sny

 

Ryszard Ścigała:
Ten rok był dla nas bardzo udany

A mamy przecież kolejne plany

Więc nie możemy odejść w niepamięć

Musimy podjąć nowe wyzwanie

 

Sławomir Kolasiński( strażnik kasy, pieczęci i masy):
 

Józef Gancarz:
Upadłościowej?

 

Stanisław Madeja:
Pan chyba całkiem upadł na głowę

 

Sławomir Kolasiński (wciąż chce zabrać głos):
Budżetem kampania się zaczyna

Batalia brudna i zawiła

A ja spróbuję sprawić, aby wreszcie

Reelekcja się w tym mieście przytrafiła

 

Dorota Skrzyniarz:
Nieskromnie powiem - sukcesy duże

Mamy na koncie. Hasłami służę:

Parada Konna, Festiwal Smaków

Uśmiech Tarnowa, Święto powiatu

Rondo, a przy nim mnóstwo roboty

Święto gulaszu, nowe hot - spoty

Żużel, wspinaczka, zegar w Ratuszu

Świąteczna paczka, stypendia uczniów

 

Sławomir Kolasiński:
Talia, Orliki, Teatr jak nowy

Kaski, odblaski i Król Kurkowy

 

Zdzisław Musiał:
I drogi nowe i tania stacja

I rowerowe ścieżki dla miasta

 

Ryszard Ścigała:
Ktoś powie mało - mogło być więcej

Zrobimy więcej... w drugą kadencję

(dyskretnie się odwraca, sięgając do kieszeni)

Lustereczko powiedz przecie

Kto najlepszy jest na świecie

Przed kim wielkie są zadania?

 

Lusterko:
Ależ durne te pytania

 

Narrator:
Teraz wprawdzie mamy święta

Lecz niejeden wciąż pamięta

Że niedawno - będę szczery

Niezłe działy się numery

 

Dorota Skrzyniarz:
Co? Pikieta, w dzień obchodów?

 

Stanisław Świerczek:
Wymagało to zachodu

Lecz niestety się udało

 

Ryszard Ścigała:
Czyśmy z tego wyszli cało?

 

Dorota Skrzyniarz:
No, nie całkiem. Chociaż w gronie

Zdania były podzielone

 

Narrator:
To był tylko fragment lekcji

Ale dość tej retrospekcji

Teraz dworzec okupują

I wciąż knują, knują, knują.

 

Radni koalicji (szeroko pojętej):
Może było parę wpadek

Ale po co krzyki

I z tym damy sobie radę

Tylko bez paniki.

 

Radni opozycji (raczej wąskiej):
Nam nie wolno się poddawać

Walka to rzecz święta

Najważniejsza teraz sprawa -

Dopaść prezydenta

 

Klub radnych PiS:
My nie chcemy jeszcze ze sceny zejść

Jak pokonani

W nas się jeszcze ogień pali

I niejeden z nas już wie

Że czyn wielki przypisany mu jest

My nie chcemy, żeby zapomniał świat

Nasze działania

Choć się władzy płomień słania

Podniesiemy jeszcze kark


Choć na plecy spada niejeden bat

 

Narrator:
Na rusztowaniu nie jest wygodnie

Zaraz mi chyba opadną spodnie

Mogę co prawda wyżej wejść

Lecz potem nie dam rady zejść

 

Krzysztof Bazuła (przewodniczący koła):
Zobaczycie, te wybory

Wypadną koszmarnie

Polegniemy. Nie wybiorą!

Przyjdzie żyć normalnie

 

Jakub Kwaśny (wiceprzewodniczący koła?):
Nie kracz! Trzeba się obudzić

Odegnać złe zmory

I wymyślić coś dla ludzi...

Sadźmy kalafiory!

(Chwila ogólnej konsternacji)

 

Jakub Kwaśny:
Posadzimy kalafiory

Potem je rozdamy

I dostanie elektorat

Po główce witamin

 

Krzysztof Nowak (jednoosobowa partia polityczna):
Namówimy prezydenta

By urządzał bale

Takie bale to normalna

Rzecz jest w karnawale

Bo wyborcy mogą nie być

Dla nas tak łaskawi

A więc póki mamy szansę

Trzeba się zabawić!

 

Tadeusz Mazur:
Albo pędźmy...

(Chwila równie ogólnej grozy)

... na Mościce

Zróbmy stadion nowy

Wdzięczni będą nam kibice

I wybory z głowy

 
Jerzy Hebda (wie, co mówi):
Kadencja mój panie trwa tyle co taniec

Kadencja trwa tyle co walc

Na koniec wyborcy jak wściekli dozorcy

I tak zawołają cel - pal

 

Kadencja - przy pracy zastają cię świty

Nie chronią zacisza cię sal

 

Chór radnych (za długo byli cicho):
A jednak przynosi to niezłe profity

I je stracić żal

 

Niech żyje szmal

Bo to życie pod szmal nam się toczy

Niech żyje szmal

Żaden wiatr wtedy nie wieje w oczy

 

Jerzy Hebda (ponownie solo):
Niech konta stan

Nam z miesiąca na miesiąc się zwiększa

Wtedy nie żal

Popracować tak dla społeczeństwa

 
Stanisław Klimek:
Wiem już!

Wiecie co zrobimy, aby dotrzeć wszędzie?

Mamy święta, a więc wspólnie chodźmy po kolędzie!

Przecież w święta wszyscy razem przy choinkach będą

My ich wtedy nawiedzimy z wyborczą kolędą

Jeśli nawet dość niechętnie swą uwagę zwrócą

Jest Wigilia! A w Wigilię przecież nie wyrzucą

Staropolskim obyczajem gość niespodziewany

Przy bożym dziecięciu jest mile widziany...

 

Krzysztof Janas:
Gość może i miły przy bożym dziecięciu

Ale przypominam - nas dwudziestu pięciu.

 

Narrator:
Cóż, na władze nie poradzę

Ale jedno powiem

Nie jest łatwo rządzić miastem

Gdy wszystko na głowie

Społeczeństwo listy pisze

Śle do prezydenta

Prośby, groźby i apele

A, że teraz święta

Choć te całe setki listów lądują w piwnicy

Ja przy świętach wam uchylę

Rąbka tajemnicy.

 
(list do prezydenta - że dobrze):
Panie Prezydencie!

Piszę ten list do Ciebie

A pisząc go płaczę

Bo się strasznie bałem

Że Cię nie zobaczę

A tu zrozpaczony

Wnet się dowiaduję

Że w przyszłych wyborach

Jednak wystartujesz

A więc ze wzruszenia

Pisząc ten list płaczę

Bo teraz się cieszę

Że jednak zobaczę!

 

(list do prezydenta - że źle):
Panie Prezydencie!

Precz z moich oczu

I więcej nie wracaj

Mężczyzna dorosły

A tu taka praca

W fotelu za biurkiem

Ubrany na biało

Łopatą pomachaj

Jak chłopu przystało

Bo nie od parady

Chyba chodzisz w porach

Więc niech Cię nie widzę

W najbliższych wyborach!

 

Narrator:
Dwa skrajne przykłady

Bo, drodzy rodacy

Skrajność naszą cechą

Myśmy już są tacy.

A tymczasem nasi radni

Nadal obradują

Nieustannie, bez wytchnienia

Wspólnie kombinują

 
Radny zatroskany:
Co tu zrobić tak dla ludzi?

Kina, wczasy, dzieciom ferie?

Żeby się nie mogły nudzić

 

Anna Czech (Kobieta Tarnowa):
Wiem już, damy im galerie!

Wielkie, piękne szklane sklepy

Żeby mogli spacerować

Wtedy może polityką

Skończą wreszcie się zajmować

 

Marek Kaczanowski (dyrektor, i niech to na razie wystarczy):
Potem damy im fontanny

Żeby było im przyjemnie

 

Prezes Tarnowskich Wodociągów (spółka z o.o.):
Tyle wody zmarnowanej?

Oj, kochani to beze mnie!

 

Marek Kaczanowski:
Nie! Bez wody! Nie ma wody!

Pomysł mam genialny, wielki

Są podobno takie diody

Co falują jak kropelki

Ubierzemy w diody miasto

Będą nam turystów witać

Będzie pięknie, miło, jasno

 

Skarbnik miejski:
A ja chciałbym tu zapytać

Bo to pomysł całkiem świeży

Do rozliczeń użyjemy

Liczników, czy wodomierzy?

 

(Tymczasem w zupełnie innym miejscu w mieście):

Rudolf (wygląda jak renifer, zachowuje się jak renifer, mówi jak renifer - więc chyba renifer):
Przyczepił się do mnie człowiek jakiś

I choć próbuję mu uciec w krzaki

Co mu ucieknę - wnet mnie dogoni

I ciągle bredzi coś o Laponii

Powtarza w kółko - "chcę do Laponii

Bo nigdy żywych nie widziałem słoni"

Wariat. Lecz pora Świętego brać

Choć trochę szkoda - musimy wiać

 

Narrator:

No i pomknęli.

Na niebie smuga

A przed radnymi

Jeszcze noc długa

A pierwsza gwiazdka

Kiedy spadała

Tak się przejęła

Tym co ujrzała

Że wszystkie szlaki

Zgubiła nieba

I w końcu spadła

Nie tam gdzie trzeba

 

Bartłomiej Babuśka:
Chociaż mnie tu nie ma

Jestem na bieżąco

I do opozycji

Zwracam się gorąco

Przestańcie przeszkadzać

Nam w każdym działaniu

Budujemy lepsze...

 

Stanisław Klimek:
...Dziękujemy panu

Dosyć mamy wszyscy

Tego słowotoku

Pan sobie usiądzie

Albo stanie z boku

A nasi wyborcy

To nie ciemne masy

Widzą ile miejskiej

Marnuje się kasy

 

Jacek Łabno:
Ja chcę wiedzieć, czy w szczepieniach

Nic u dzieci się nie zmienia?

 

Ryszard Żądło:
Pan jak zwykle nie w momencie

Na to jeszcze pora będzie

Tak jak kolega ogłosił

Będę Państwa dzisiaj prosił

O poparcie inicjatyw

 
Kazimierz Koprowski (ciągle o jednym):
Będzie jeszcze "Powrót taty"...

 
Józef Rojek:
Kaziu, Kaziu, Dajże spokój

Co się tak zamartwiasz?

Chyba dosyć mam tych obrad

Wychodzę na karpia.

 

Ekolog:
A ja mam apel do waszych sumień

Dla ryb nie wanna, lecz czysty strumień

Gdy je przynosisz i bić zaczynasz

Pomyśl co widzisz?

 

Grzegorz Światłowski
Karpia w jarzynach?

 

Ekolog (nie zrażony, wręcz przeciwnie):
Ziemia dla zwierząt!

Tygrysy, rysie

Żyć muszą wolno

 

Ryszard Ścigała (do siebie, ale kto miał usłyszeć - usłyszał):
Tymczasem my się

Skupmy na faunie naszego miasta

Bo nam u boku żmija wyrasta

 
Narrator:
O, jeszcze jeden

Przybiegł zdyszany

Ależ zmęczony

Ależ zziajany

I ledwo przybiegł

Kolegów łaja

 
Radni szeptem miedzy sob1:
Mówi, że widział

Gdzieś Mikołaja!

 
Radny, który widział:
Mikołaj jak żywy

I prawdziwe sanie!

 

Inny radny
Czy kolega chlapnął

Coś przed tym spotkaniem?

 

Jeszce inny radny
Jest przepracowany

Po nocach zostaje

Jasne więc, że potem

Widzi Mikołaje

 

Trzech złośliwych radnych (najpewniej z przeciwnego ugrupowania):
Dobrze, że nie myszki

Lub różowe słonie

Albo złotą rybkę, która właśnie tonie...

(Rechoczą wrednie)

 

Kolejny radny :

Nie bądźmy złośliwi

Należy mu pomóc

Panowie, kto może

Zawieźć go do do domu?

 

Narrator
Niby biadolą i lamentują

Lecz ciągle jeszcze mocni się czują

Mają w zanadrzu wyborczy glejt -

Piękny, tarnowski Golden Gate

 

Radni (bardzo dumni):
Chodźmy rzucić okiem

Na most nad Wątokiem

 

Ryszard Ścigała:
Mamy całkiem nowy most

Co nam drogę dał na wprost

Zależało mi nad życie

Żeby zrobić to przebicie

I od miasta społeczności

Oczekuję ciut wdzięczności

Bo się pięknie jechać będzie

W prawo, w lewo, prosto - wszędzie!

 

Robotnicy:
Budujemy mosty

Dla pana starosty

 

Mieczysław Kras:
Dla mnie? Wolne żarty

Że most ważny - wierzę

Ale moja władza

Sięga nieco szerzej

To most prezydencki

Wy może nie wiecie

Lecz moje budowy

Są w całym powiecie

 

Grzegorz Kozioł (Wójt Gminy Tarnów):
Ależ ten Mieczysław

Chwali się nachalnie

Ja tam wolę sobie

Rządzić kameralnie.

 

Jacek Pilch:
A ja tam wolę być w opozycji

Dietę poselską spokojnie liczyć

Ostro przemawiać oraz zasiadać

I przy tym za nic nie odpowiadać

 

Prezydent (kontynuuje):
Uroczyście otworzymy

Będą goście, dziennikarze

Wstęga jedna, wstęga druga

Cała prasa to pokaże

Ludzie zapomnieć nie mogą

Kto im most zbudował z drogą.

 

Narrator:
Do tego wciąż miasto

Poprzeczkę podwyższa

Tu już nie kultura

Lecz Kultura Wyższa

 

Edward Żentara:
Teatr swój dziś wielkim widzę

Teatr w sztuki pierwszej lidze

Taki, co nas w sercach zmienia...

 

Marcin Sobczyk:
Dyrektorze, to nie scena

Wróćmy do rzeczywistości

Potrzebują ludzie prości

Kabaretu, igrzysk, chleba!

Oto, czego dzisiaj trzeba.

 

Wszyscy uczestnicy szopki - razem i pogodzeni intonują pieśń finałową:
Nie ma jak u władzy

Cichy kąt, ciepły piec

Nie ma jak u władzy

Władza to jest dobra rzecz

 

Nie ma jak u władzy

Ciepły piec, cichy kąt

Nie ma jak u władzy

Kto nie wierzy robi błąd

Epilog
W jednym z miast średniej wielkości

Ktoś poruszył się w ciemności

Przemknął chyłkiem pod ratuszem

Mrucząc cicho - "uciec muszę

Co za miejsce - ciepło, ciasno

Jak ja mogłem trafić w miasto,

Które nie wiem wciąż gdzie leży

Na Kaszubach? W Białowieży?

Zaraz, zaraz...Tarnów, który...?

Rany boskie! Wszak to góry!

I tak z miną osłupiałą

Przestał biedak przez noc całą

A na skwerku, choć niewielkim

Pasły się dwa reniferki...

 

Post Scriptum - od autora:
A Mikołaj z werwą po mieście szaleje

I chociaż jest siwy, wciąż bardziej siwieje

I mrozem różowe policzki mu bledną

Choć widział już wiele i słyszał niejedno

Czasem tylko oczy swe wznosi do nieba

Mówiąc: Boże, Boże, coś z tym zrobić trzeba

Ja, choć Twój wysłannik, nic tu nie poradzę

Albo ześlij piorun, albo zmądrzyj władze

Ale się pocieszał - wierzcie lub nie wierzcie

Że tak to wygląda w każdym polskim mieście

 

K O N I E C
Rysunki: Andrzej Nachman
26.12.2009
Twój komentarz:
Ankieta
Czy jesteś za przywróceniem handlu w niedziele?