Rekomendacja dla kandydata i jej późniejsze wycofanie, dwa procesy w trybie wyborczym, zarzuty pod adresem kandydatów, że pojawiają się tam, gdzie pojawiać się nie powinni, pretensje kierowane w stronę samorządu o finansowanie kampanii wyborczej, licytacje, kto jest bardziej, a kto mniej partyjny – w Tarnowie rozkręca się kampania przed wyborami samorządowymi i lokalne animozje i frustracje coraz wyraźniej dają o sobie znać. Wiadomo, że kampania rządzi się swoimi prawami. Ale nie powinny to być prawa buszu.
Kampania wyborcza to czas, w którym kandydaci uzmysławiają sobie, że w mieście, oprócz dróg, budynków, mostów i stadionów, są też ludzie. Mieszkańcy, którzy będą głosować. I nagle ci mieszkańcy, którzy przez cztery lata często byli niewidzialni, zostają zaatakowani propozycjami spotkań, dyskusji, konsultacji, rozmów. Każdego z kandydatów najbardziej na świecie zaczyna interesować zdanie mieszkańców. Każdy chce wysłuchać opinii i propozycji, podjąć dialog, wspólnie szukać rozwiązań. Sami kandydaci rozwiązują worek z pomysłami na miasto, bombardują nimi skołowanych ludzi, aż wreszcie, w tym gąszczu czasami niedorzecznych koncepcji, trudno się połapać. Konia z rzędem temu, kto potrafi ogarnąć, jaki konkretnie program ma każdy z kandydatów. Co jest priorytetem w poszczególnych obszarach funkcjonowania miasta, jak sensownie wykorzystać jego potencjał, jak poprawić jakość życia i jak zrobić to wszystko, nie obciążając kosztami kolejnego pokolenia. Jak ma wyglądać to, co napędza rozwój miasta – polityka inwestycyjna, pobudzenie uśpionej gospodarki, kształtowanie przestrzeni miejskiej, partycypacja publiczna nie tylko w czasie wyborów? Nie bardzo wiadomo.
Będąc ostatnio w różnych przypadkowych miejscach – sklepie, przychodni, urzędzie, gdzie siłą rzeczy podejmowane są rozmowy, z czystej ciekawości kierowałam je, ot tak, mimochodem, na temat wyborów. Można powiedzieć, że przeprowadziłam sobie wewnętrzny, całkowicie osobisty sondaż. I co się, ku mojemu zaskoczeniu, okazało? Z 49 osób, z którymi udało się porozmawiać, 31 w ogóle nie potrafiło powiedzieć, kto w Tarnowie kandyduje na prezydenta. 11 osób wymieniło dwa, czasami trzy nazwiska. Pozostałe 7 osób miało już wybranego swojego kandydata i ten wybór nie podlegał dyskusji. A równocześnie niemal wszyscy zadeklarowali, że pójdą głosować. Nie jest dobrze.