Gdy zabłyśnie pierwsza gwiazdka

 Wigilia, choć do dni świątecznych nie należy, dla wielu jest najważniejszym dniem świąt Bożego Narodzenia. Z tym dniem związanych jest również najwięcej przesądów i wierzeń ludowych, sięgających swoimi korzeniami do początków  chrześcijaństwa. Wigilijne zwyczaje, przestrzegane niegdyś bardzo rygorystycznie, z czasem ulegały modyfikacji. Miał na to wpływ z jednej strony kościół katolicki, z drugiej zmieniający się styl życia. Dzisiaj, z tradycyjnej wigilijnej obrzędowości pozostało bardzo niewiele. Ale nawet w tych nielicznych elementach, które wciąż są kultywowane, pobrzmiewa echo rzymskich Saturnalii i narodzin Mitry, boga słońca.

 

Boże Narodzenie wprowadzone zostało do kalendarza świąt kościelnych w IV wieku. Święta miały być odpowiedzią Kościoła na rzymskie Saturnalia, święto Mitry, boga słońca, a także na słowiańskie celebracje początku roku słonecznego i rolniczego. Wszystkie te pogańskie zwyczaje miały zostać wyparte przez chrześcijańską obrzędowość, związaną z narodzinami Jezusa. Próba nie do końca się udała. W efekcie narodziły się święta pełne pomieszania pogańskich znaczeń i katolickich symboli. Z niewiadomych powodów, najbardziej tajemniczym i pełnym cudów dniem, stała się, wprowadzona dopiero dwieście lat później, wigilia – czas oczekiwania na narodziny Zbawiciela, połączony z postem i modlitwą.


Tajemnicza moc Wigilii

W dawnych wierzeniach ludowych, noc wigilijna była nocą czarów, dziwów, niesamowitych zjawisk, nadprzyrodzonych sił i błąkających się duchów zmarłych. Wszystkie te przesądy miały swoje korzenie w zwyczajach pogańskich. To zgodnie z nimi niezwykłą rolę odgrywały tej nocy dusze zmarłych, które przychodziły z krainy śmierci pod postacią ludzi lub zwierząt. Jeszcze w XIX wieku wierzono, że zmarłą osobę można zobaczyć podczas wieczerzy wigilijnej. Należało tylko wyjść do sieni i spojrzeć do izby przez dziurkę od klucza. Wtedy można było zobaczyć ją siedzącą wśród innych biesiadników. Z kultu zmarłych wywodzi się także zwyczaj zostawiania przy stole jednego, pustego miejsca. Dziś zwyczaj ten ma nieco inne znaczenie - przyjęło się, że to dla niespodziewanego gościa. Dawniej tym gościem mogła być dusza bliskiej, zmarłej osoby. Czasem wigilijnych cudów była przede wszystkim północ. Wierzono, że właśnie o północy woda w rzekach i strumieniach nabiera właściwości zdrowotnych, pod warstwą śniegu rozkwitają kwiaty, ziemia otwiera się i pokazuje ukryte skarby, a drzewa owocowe w sadach pokrywają się kwieciem i jeszcze tej samej nocy wydają owoce. Ten czas należał też do zwierząt, które w tej jednej, jedynej chwili, przemawiały ludzkim głosem.

 

Przy wigilijnym stole

W całej Polsce, aż do kolacji wigilijnej, zachowywano post ścisły. Na Pomorzu i Śląsku w ciągu dnia żywiono się jedynie słonymi śledziami popijanymi wodą, a w Wielkopolsce przez cały dzień królował żur.

Gdy już nadszedł czas wieczerzy, jedną z tradycji była konieczność zapewnienia przy stole parzystej liczby osób. Wierzono, że ich nieparzysta liczba przyniesie w nadchodzącym roku śmierć jednego z biesiadników. Najbardziej obawiano się liczby 13, uważając ją za wyjątkowo złowieszczą. Do stołu zasiadano w kolejności, według wieku, aby - jak mawiano - „tymże umierać porządkiem”. Wieczerza rozpoczynała się zawsze od wspólnej modlitwy i do końca miała charakter uroczysty i poważny. Na polskich wsiach, jeszcze w XIX wieku,  kolację spożywano z jednej, pięknie ozdobionej glinianej misy, którą stawiano na opłatku. To też miało związek z wierzeniami - jeżeli opłatek przykleił się do miski, wróżyło to dobry urodzaj na następny rok.

O ile biesiadników musiało być do pary, o tyle liczba potraw powinna była być nieparzysta, a same potrawy musiały składać się ze wszystkich płodów pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. W zamożnych staropolskich domach, istniał zwyczaj przyrządzania – oprócz innych potraw – dwunastu dań rybnych (na pamiątkę dwunastu apostołów). Ta właśnie liczba dań przetrwała w obrzędowości do dzisiaj. W przeróżnej formie podawano dzwonka karpia, szczupaka, lina czy karasia. Był więc karp smażony i karp po polsku, karaś smażony i karaś w śmietanie, lin z grzybami i lin w czerwonej kapuście, szczupak po żydowsku i szczupak w sosie chrzanowym, sandacz z jajkami i sandacz w jarzynach itd. itd., aż do dwunastu.
Każdy z uczestników wieczerzy musiał skosztować każdej z potraw, w przeciwnym razie tego, czego nie spróbował, mogło mu zabraknąć w przyszłym roku. Pod świątecznym, obowiązkowo białym obrusem kładziono garść siana, które miało przypominać o stajence betlejemskiej, miejscu narodzin Jezusa. Do tak przygotowanego stołu zasiadano, gdy na niebie ukazała się pierwsza gwiazda. To z kolei odbywało się na pamiątkę Gwiazdy Betlejemskiej, która pasterzom i Trzem Królom wskazywała  drogę do stajenki.

 

Wszystko ma znaczenie

Do Wigilii odnosiło się szczególnie dużo nakazów i zakazów i wszystkie miały swoje znaczenie. Głęboko wierzono, że ich nieprzestrzeganie może  sprowadzić wszelkie nieszczęścia.

Przez cały wigilijny dzień unikano sprzątania. Porządki starano się zakończyć dzień wcześniej, by w samą Wigilię zająć się już tylko gotowaniem. Było to zgodne z powszechnie panującym przekonaniem, że "jaka Wigilia, taki cały rok", nie należało więc dodawać sobie w tym dniu pracy. Bardzo pilnowano, by w dzień wigilijny pierwszy do domu wszedł mężczyzna. Gdy pierwsza była kobieta, oznaczało to choroby i pecha. Wróżono także z aury – jasny, słoneczny wigilijny dzień obiecywał, że kury będą się dobrze niosły, pochmurny oznaczał obfitość mleka. Żeby nowe ubrania długo służyły, w Wigilię nie wolno było szyć i cerować starych. Aby zapewnić sobie powodzenie finansowe, podczas wieczerzy koniecznie trzeba było mieć przy sobie choćby jeden pieniążek.

Po wigilijnej wieczerzy zaczynano wróżyć. Wróżby także były odbiciem dalekich, pogańskich jeszcze zwyczajów.

Wigilijne wróżby miały charakter bardzo osobisty. Dziewczęta na przykład, ochoczo wróżyły sobie wtedy zamążpójście. Nasłuchiwały, z której strony psy szczekają, bo to z tamtej strony miał pojawić się kawaler. Liczyły kołki w płocie, bo parzysta ich liczba oznaczała szybkie wyjście za mąż. Przyszłość czytały także ze źdźbeł siana, wyciąganych spod obrusa. Gdy źdźbło było zielone, wróżyło rychłe zamążpójście, gdy było zwiędłe, oznaczało, że na męża trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Najgorsze było źdźbło żółte, bo zapowiadało śmierć w staropanieństwie.

W Wielkopolsce panny rzucały na drogę trzewiki – z której strony upadł but, z tej strony świata oczekiwano nadejścia przyszłego małżonka. Na wschodzie kraju do wróżb używały talerzy, pod które wkładały w kolejności: czepek, wianek, chleb i sól. Potem, z zamkniętymi oczami losowały. Wylosowanie czepka oznaczało ślub w przyszłym roku, wianka – kolejny rok panieństwa, chleba – dobrobyt, a soli – ciężką pracę.

We wszystkich regionach Polski, drzewa w sadzie, szczególnie te nierodzące owoców, gospodarze obwiązywali słomianymi powrósłami. Wierzono, że dzięki temu zabiegowi, drzewa będą wolne od chorób i w przyszłym roku wydadzą obfity plon.

Tradycją było też, że po kolacji wigilijnej gospodarze szli do zagrody i dawali wszystkim zwierzętom po kawałku kolorowego opłatka. Podczas tego rytuału obowiązywały pewne zasady. Krowom, aby dawały dużo mleka, opłatek podawała kobieta. Pozostałe zwierzęta, aby były zdrowe i silne, opłatkiem częstował gospodarz. Opłatek miał dodatkowo chronić zwierzęta od chorób i uroków.

 

Dzisiaj

Nie sposób wymienić wszystkich wigilijnych zwyczajów, bo te, nie dość że zmieniały się przez wieki, to jeszcze zależały od regionu, zamożności i klasy społecznej. Do dzisiejszych czasów przetrwało ich bardzo niewiele. A i te, które wciąż jeszcze funkcjonują, traktowane są z przymrużeniem oka. Obrzędy dostosowane zostały do potrzeb, możliwości i wygody domowników. Mało kto pamięta, skąd wzięły swój rodowód i co tak naprawdę oznaczają.

Już tylko w nielicznych domach, na wigilijnym stole doliczyć się można dwunastu potraw, podobnie, jak w niewielu spotkać można włożone pod obrus sianko. Wciąż żywy jest zwyczaj zostawiania przy stole pustego miejsca dla niespodziewanego gościa, choć trudno znaleźć kogoś, kto takiego gościa w Wigilię przyjął. Do lamusa przechodzi dawny zwyczaj ubierania w Wigilię choinki. Dzisiaj choinkowe światełka migają na długo przed świętami Bożego Narodzenia.

Nikt też już nie pamięta, co to jest post. Nawet sama wieczerza wigilijna przestała być postna.

Nie zmieniło się na pewno jedno - dzielenie się opłatkiem, zwyczaj nieznany w innych krajach. Opłatek tak ściśle związany jest  z Polską i tak głęboko zapadł w serce każdego Polaka, że ma znaczenie niemal mistyczne. Przez cały okres burzliwych polskich dziejów, żadne przeszkody, nawet wojny, nie powstrzymały tej przepięknej tradycji.

24.12.2024
Twój komentarz:
Ankieta
Jak oceniasz pierwsze miesiące pracy nowego samorządu Tarnowa?
| | | |