Spowiedź aktora - „Kolega Mela Gibsona”
Na życie Feliksa Rzepki nie złożyły się sława, ani chwała. Przez 26 lat kreował rolę Cyrano de Bergeraca, zabawiał za dolary amerykańską Polonię, brylował w mediach o bardzo lokalnym zasięgu, chwaląc się umiejętnością przyrządzenia wigilijnego karpia. Ten aktor – nieudacznik, mimo wielu wad budzi jednak naszą sympatię. I nie tylko dlatego, że jako zatwardziali podglądacze lubimy zaglądać tam, gdzie nas nie wpuszczają, czyli na przykład za kulisy teatru.
Tomasz Jachimek napisał świetny tekst. Waldemar Patlewicz wykonał rzetelnie pracę reżysera, a Mirosław Nejnert przez kilkadziesiąt minut przykuwa uwagę widzów, jako niespecjalnie zrealizowany aktor Feliks Rzepka. Bohaterowi przydarzyło się w życiu niejedno nieszczęście, ale pretekstem do wygłoszenia opowieści o życiu aktora jest pobyt w areszcie. Tak bywa, gdy bezrobotny aktor, któremu nie udało się dostać pracy nawet przy nagrywaniu komunikatów puszczanych w szpitalnych windach dokonuje napadu na kantor wymiany walut, ale powodowany zawodowymi skłonnościami pozostawia na miejscu zdarzenia swoją fotografię z autografem.
Feliks Rzepka rzeczywiście jest kolegą Mela Gibsona. Poznał go w samolocie, wracając ze Stanów Zjednoczonych, gdzie za wiele warte w tamtych czasach dolary zabawiał i wzruszał amerykańską polonię śpiewając pieśń „O mój rozmarynie”. Amerykański kolega jest jednak skłonny przypomnieć sobie o polskim koledze, dopiero wówczas, gdy ten okaże się niefortunnym przestępcą. Zapłaci niemałe pieniądze za prawa autorskie do opowiedzenia na ekranie historii aktora – włamywacza, pozostawiającego autograf w miejscu przestępstwa. Nawet żona aktora nie ma do niego żalu, o pobyt w więzieniu, w końcu milion dolarów z Hollywood jest w stanie rozpalić każdą małżeńską miłość.
Z przedstawienia tercetu Jachimek – Patlewicz – Neinert moralny sens może wynikać dla młodzieży – jest tyle pięknych zawodów na świecie. Nie marzcie o karierze aktorskiej, bo jeszcze traficie do pierdla.
01.10.2008