Tarnowska Szopka 2008
Sokół Trojański
czyli:
ostatni bankiet w teatrze przeznaczonym do remontu
Dramat niewątpliwie dramatyczny
Kurtyna: opada
Narrator:
Kurtyna opadła, zamilkły brawa,
Może rozpocząć się nasza zabawa.
Artyści poszli do garderoby
Można by wreszcie bankiecik zrobić
Bo jest zwyczajem starym w teatrze
Zmieniać owacje na libacje
(przywołuje rytualną orację)
I cóż tam panie w polityce?
Duch autora (na bankiecie zawsze obecnego):
Na polityków wcale nie liczę
W tym roku mieli mało powodów,
By walczyć o tytuł Ojca Narodu
To towarzystwo nabiera kolorów
Wyłącznie w czasie kolejnych wyborów.
Redaktor A (bardzo oczytany):
To będzie bardzo trudne zadanie
Tego spotkania opisanie
Jakie tu można wyciągnąć sprawy
Tu brak powodów do zabawy
Bardzo nie lubię takich wybryków
Żeby był bankiet bez polityków
Redaktor B (choć to prawie niemożliwe, jeszcze bardziej oczytany):
Panie kolego po co frustracje
Ja panu wszystkie przedstawię racje
Oni się zjawią, choć nieproszeni
Porządku świata już pan nie zmieni
A jak świat światem w takim dramacie
Wciąż udział biorą ważne postacie
Duch Humphreya Bogarta (pojawia się jak zgrana karta):
O polityce androny plotą
A mnie tymczasem chodzi o to,
Że ktoś z sokołem robi wygłupy
To się zupełnie nie trzyma kupy
Od kiedy sokół bywa trojański?
Duch autora:
To taki mały pomysł hultajski
Narrator:
Tak się tu nocne kończą ekscesy
Że się sokołom mylą adresy
Duch Humphreya Bogarta:
Zbieram się z tego miejsca pomału
Odmawiam bowiem swego udziału
Wolę już spędzać noce i ranki
W starych zaułkach Casablanki
Ryszard Żądło (Nie do końca w temacie ze względu na spóźnienie):
Też mówię: blanka, a myślę: kasa
Ale nie po to się tutaj wpraszam
Aby rozmawiać o sprawach małych
Ja proponuję ważne uchwały
Duch autora:
A ja zaś kończę udział w zabawie,
Z powodów, których nie wyjawię
Edward Żentara:
Bardzo przepraszam – państwo wszak wiecie,
Że dziś jesteśmy na bankiecie
To teatr, nie lustrzana sala
Tu się niczego nie uchwala
Grzegorz Janiszewski:
Zaleje w końcu ten nasz teatr
Raz premiera za premierą
Ryszard Żądło:
Proszę mi głosu nie odbierać
Gdy głoszę ważny ko – referat
Czy ktoś się tutaj mych uchwał boi?
Postawię wniosek...
Narrator:
...Niech sobie stoi
A my tymczasem sprawdzajmy dalej
Kto jeszcze bawi się na tej sali?
Czyżby mnie mylił sokoli wzrok?
Czy ważna persona rozświetla mrok?
Mieczysław Kras (starosta):
Powiedzmy prawdę ludziom nareszcie
Akcja się toczy w powiatowym mieście
Michał Wojtkiewicz (były starosta):
Cóż to za nowe jest odkrycie
Reforma dawno weszła w życie
Od tego, o czym pan tutaj gada
Minęła właśnie cała dekada
(A mnie zginęła marmolada
Czy konfitury, nie wiem już sam
Taki sam z sobą problem mam)
Aleksander Grad (wojewoda, poseł, minister, i tylko on wie, kto jeszcze):
Komuś się marzy dekada bez Grada?
Narrator:
Nawet pomyśleć tak nie wypada
Aleksander Grad:
To rzeczywiście dziesięć lat temu
Wreszcie pozbyto się tego problemu
Jak tu pozbawić miasta naszego
Statusu miasta wojewódzkiego
Intonuje:
Do dziś w mieście wszyscy, wszyscy święci mają żal
Narrator:
Choć to dla szopki nie jest typowe
Teraz wystąpią czterej królowie
Chór byłych wojewodów (Janusz Bystrzanowski, Jerzy Orzeł, Wiesław Woda, Aleksander Grad):
Już dziesięć lat minęło jak jeden dzień
Nasze sukcesy dawno przykrył cień
Już 10 lat minęło, to smutny bal
Bo nam pozostał do dziś w sercu żal
Tomasz Majka (ostatni wicewojewoda, a szkoda):
Zbudowaliśmy mosty dla pana starosty
Pójdę sprawdzić, czy zgodzą mi się wszystkie koszty
Narrator:
Zanim pan pójdzie sobie stąd
Proszę zaśpiewać protest – song
Aleksander Grad, Jerzy Marciniak, Tomasz Majka:
Jeśli odchodzić,
Jeśli odchodzić
Jeśli odchodzić
Jeśli odchodzić to nie indywidualnie
Jeśli dymisja to tylko we trzech
Kiedy na dalsze zatrudnienie tracisz szanse
Gdy taki cię życiowy dopadł pech
To pojedynczo bezrobocia nie pokonasz
A w tercecie, choć to logice wbrew
Jest dużo łatwiej, o czym szybko się przekonasz
Gdy wespół, w zespół, wespół, w zespół
Dwóch druhów czuć zew
Aleksander Grad: odchodzi
Jerzy Marciniak: pozostaje
Tomasz Majka: gasi światło
Narrator:
I tak powstało w formie ballady
Podsumowanie całej dekady
Bartłomiej Babuśka (krótko mówiąc – przewodniczący):
Pan tu utrudnia rady obrady
Nas nie tak łatwo pozbyć się z sali
Zaraz będziemy głosowali
Proszę przez chwilę zachować spokój
Sprawdzę telefon – ładowanie bakterii w toku
Grzegorz Światłowski (swobodny jak wektor):
Czy z tego zrobi się uchwała?
(też sprawdza, czy komórka się naładowała)
Jerzy Hebda (żeby tylko przewodniczący):
Proszę nie straszyć mnie bateriami
Wychodzę zająć się bębnami.
Bo powiem szczerze, że z uwielbieniem
Lubię zajmować się bębnieniem
Powrócę. Jeśli potrzeba zajdzie
To pan prezydent wie, gdzie mnie znajdzie
Czuję, że mnie cholera bierze
(wychodzi szybko i zabiera talerze)
W co się bawić, w co się bawić?
Gdy człowiekowi zabierają wciąż perkusję
Ja umiem sprawić, by pałkami świat naprawić
I nie dbam wcale o tych działań reperkusje
Krzysztof Nowak:
Muszę uchwalić z sobą samym
Najbliższe polityczne plany
Czym w koalicji, czym w opozycji
Na nic dobrego nie mogę liczyć
Jacek Łabno:
Ja bym uchwalał wszystko jak leci
Gdyby się większość udało sklecić
Nawet w teatrze okazję zdybię
Uchwalić to, co trzeba w trybie...
Skorzystam z każdej możliwości
Uchwalić... według właściwości
Mnie wszystko jedno, czym jest na sesji
Czy mnie akurat wiodą w procesji
Narrator:
W takich warunkach trudno pracować
Oni próbują coś ewokować.
Znów zagadają całe spotkanie
Definitywnie kończę zebranie
Najlepszy sposób na te numery
To powyłączać wszystkie kamery
Ryszard Żądło:
A cóż pan sobie wyobraża,
Że się pozwolę tutaj obrażać?
W tej sytuacji wzywam policję,
Albo... wyjeżdżam za granicę
Ryszard Ścigała (wiadomo kto):
Za granicę naszej gminy?
Ryszard Żądło:
W powiecie świetne popełnię czyny
(odchodzi ćwicząc groźne miny)
Ryszard Ścigała:
Pan by kłopotów się doczekał
Gdybym posiadał prawo... weta
W życie bym wcielił ideę wnet:
Co miesiąc kilka skromnych wet...tt
Przyjechałem tutaj przez dwa nowe ronda
Nie po to by się kłócić, ale by oglądać.
Dorota Skrzyniarz (zastępca):
Mam już dosyć tych niesnasek
W mieście i powiecie.
Biorę wolne, idę robić
Karpia w galarecie
Narrator:
To się w tym gremium zbyt często zdarza,
Że się na kogoś ktoś obraża
Panowie dojdą kiedyś do zgody
Redaktor C (o mało co genialny):
Pisałem o tym w prognozie pogody
Narrator:
Cóż, witam pana redaktora
Choć się (jak zwykle) zjawia nie w porę
Redaktor C (o mało co genialny):
Nikogo nie witam,
Nikogo nie pytam
Sam wiem najlepiej i wszystkich znam
Nie powiem tylko, gdzie wszystkich mam
(śpiewa, ku uciesze dam)
Tupot białych mew o tę podłogę
Tak bym chciał znów móc
Ale nie mogę
Z wielką radością myślę wciąż o tym
Jakby obrzucić ich wszystkich błotem
I swoje plany wszystkim wyłożę
Może geniuszy założę lożę?
Narrator:
Zaprotestować w tym miejscu muszę
Taka to loża, jak i geniusze
Chór dziennikarzy - redaktorzy A, B, i C:
My zrobimy tutaj pranie
Przekażemy swe przesłanie
Kiedy nas nikt słuchać nie chce
A nas tak przyjemnie łechce
Sytuacja
Gdy ktoś chce
Narrator:
W życiu tych panów nic się nie zmienia
Przerwijmy zatem smutnie pienia
Zwłaszcza, że idą w nasze strony
kolejne bardzo ważne persony
Ryszard Ścigała:
Mam w swym notesie kilka sentencji,
By podsumować półmetek kadencji
Wpierw: góra z górą, ja z Jackiem Łabno
Po drugie: wiele pomysłów padło
Nie z mojej winy lecz przez przepisy
Ale wciąż jemy ze wspólnej misy
Na wspólne konto te wszystkie wpadki
Więc zanim w górę podniosą łapki
Niech wszyscy radni się zastanowią
Czy dobrze wiedzą, co właśnie robią.
(Sam do siebie:)
Gdy coś mądrego trzeba powiedzieć
Szukam rzecznika, on ma to wiedzieć
Redaktor C (o mało co genialny):
A czy pan zechce być re – elektem
Ryszard Ścigała:
Na to pytanie odpowiem szeptem...
Mam w tej materii kilka wizji
Bo nie podjąłem jeszcze decyzji
Ale uczynię to bez zwłoki
Kiedy uzyskam jasne widoki
Słyszałem bowiem przeróżne wróżby
Na temat mojej publicznej służby
Cyganka (nie wiadomo kto ją wpuścił):
Cyganka prawdę ci powie
Odkrywam karty panowie.
(Do prezydenta:)
Nie musisz martwić się wcale
Tu jakiś żołędny walet
Na drodze stanie, lecz wkrótce
Zmieni swe zdanie przy wódce
Co mu ją wróg postawi
I wszystko zło naprawi
A za te dobre wieści
Cygance daj ze trzydzieści.
Adam Bartosz:
Daj, powróżyła uczciwie.
Ryszard Ścigała:
Owszem, ale na niwie
Waleta żołędnego
To dla mnie nic nowego
Narrator:
Takich dyskusji słuchać się nie chce
Myślę, że trzeba zmienić koncepcję
Może nie dojdzie do ekscesów
Gdy głos zabiorą spece od biznesu
Witold Golemo (były, aktualny i przyszły):
Choć to nie zabrzmi tu przyjemnie
Samorząd obrzydł mi zupełnie
Zaraz wywiodę w trakcie oracji,
Że nie bez pewnych perturbacji
Nie chcę pilnować tarnowskiej kiesy
Porzucam miasto, wracam w biznesy
Jerzy Woliński (dyrektor, prezes i nie wiadomo kto jeszcze):
Zrobię to samo za pozwoleniem
Mam taki kaprys, więc pracę zmienię
Bo chociaż jeszcze wczoraj wieczorem
Byłem w tym mieście dyrektorem
Teraz pod nowym jestem adresem
Bo dziś od rana będę prezesem.
(obydwaj udają się do pracy ekspresem)
Sławomir Kolasiński (następca):
Zostałem sam z tym całym kramem
Mam wszystkie spełniać oczekiwania
Lecz ja prezentów nie rozdaję
Nie jestem świętym Mikołajem
Bo przyświeca mi myśl taka
Którą tak bym ujął tu
Taki budżet to jest draka
Taki budżet jest do du...
Józef Rojek (poseł, i niech to na dzisiaj wystarczy):
Taki budżet drodzy Państwo
Do poprawki pójdzie w lutym.
Taki budżet spowoduje,
Że będziemy psom szyć buty
Kierownik schroniska dla psów:
Psom szyć buty? - pomysł świetny
Gdy na dworze minus sześć
Wszyscy nasi podopieczni
Będą wyć na waszą cześć!
Narrator:
Choć emocje już opadły, jak po wielkiej bibie kurz
To nie sposób mocą żadną dalej słuchać takich bzdur
Jedynym wyjściem z tej całej matni
jest chyba droga prosto do szatni.
Publiczność: wychodzi
Sokół: odfruwa wraz z Humphreyem Bogartem w kierunku Casablanki
Kurtyna: bynajmniej się nie podnosi
Prawdziwi artyści (wracają z garderób, by porozmawiać o Ionesco i teatrze absurdu):
Kończąc dzień, kończąc sztukę, kończąc życie
Obstawieni fotelami niemodnymi
W kręgu cieni, które znane tylko nam
Dożywamy swojej zimy na tej ziemi
I jest ból i są łzy i jest smutek
Ale płonie także iskra optymizmu
I są słowa i są gesty i są miny
Ojcze nasz odpuść nam nasze kpiny
Kończąc dzień, kończąc sztukę, kończąc życie
Rozstawiamy puste krzesła na salonach
I popełnić może wówczas każdy grzech
Pusta pamięć od przeszłości wyzwolona
I jest ból i są łzy i jest smutek
Ale płonie także iskra optymizmu
I są słowa i są gesty i są miny
Ojcze nasz odpuść nam nasze kpiny
Kończąc dzień, kończąc sztukę, kończąc życie
W innym domu ktoś ustawia krzesła dla nas
Do nas mówi i nas słucha w swoim śnie
Niech Pan dobrze nas wspomina proszę Pana
I jest ból i są łzy i jest smutek
Ale płonie także iskra optymizmu
I są słowa i są gesty i są miny
Ojcze nasz odpuść nam nasze kpiny...
tekst:
Piotr Filip
rysunki:
Andrzej Nachman
24.12.2008