Duża zawartość teatru w teatrze - „Szyc”
Mama i tata mają córkę, którą najchętniej szybko wydaliby za mąż. Ona sama również nie miałaby nic przeciwko temu, problem w tym, że do małżeństwa trzeba dwojga, a kolejki amantów nie widać. Kiedy wreszcie pojawia się kandydat na męża, bardziej zainteresowany jest pieniędzmi przyszłego teścia niż walorami córki. Młoda dama zostaje więc nie tyle wydana, ile sprzedana za mąż, zięć snuje plany zabicia teścia i przejęcia jego majątku, ale w rok po ślubie wybucha wojna, młody człowiek trafia na front i ginie.
Historia smutna i banalna, a najgorsze, że ta fabułka nic prawie nie mówi o prawdziwym świecie bohaterów sztuki
Hanocha Levina „Szyc” i wielkiej pracy twórców spektaklu, którzy na kilkadziesiąt minut zabierają widzów we wspaniałą teatralną podróż. Dokąd? Może do Izraela, może do miasteczka Twin Peaks, a może do kuchni sąsiadów zza ściany, gdzie na pozór czas płynie w rytmie rodzinnych obiadów, a w rzeczywistości trwa domowa wojna.
Wielki szacunek dla
Any Nowickiej za pierwszą na polskiej scenie realizację sztuki Levina. Nie mniejszy dla aktorów, którzy nie tylko wiedzą, co robią, ale i, a to zawsze trudniejsze, wiedzą po co. Żadnych gierek, żadnych sztuczek, żadnych szarż. Wszystko dla teatru. Cała czwórka –
Lidia Bogaczówna,
Monika Kufel,
Kajetan Wolniewicz i
Karol Śmiałek są precyzyjni i świetnie ze sobą zgrani. Aktorstwo na pewno jest wielką zaletą tego przedstawienia.
I jeszcze muzyka.
Renata Przemyk skomponowała kilkanaście songów, którymi bohaterowie komentują rzeczywistość. To energetyczna muzyka, a do tego świetnie wykonana.
„Szyc” to koprodukcja tarnowskiego teatru i teatru Barakah z Krakowa. Pozostaje mieć nadzieję, że sztuka będzie w Tarnowie prezentowana jak najczęściej, bo to teatralne wydarzenie. Dobrze się stało, że udało się pokazać przedstawienie w ascetycznych piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury. Obawiam się, że na scenie w Pałacu Młodzieży nie byłoby czego oglądać.
12.09.2010