Jest na starym mieście mała uliczka, właściwie zaułek, dosyć trafnie nazwana ulicą Zakątną, co sygnalizuje jej położenie na uboczu i określa kręty, dwukrotnie załamany przebieg. Wychodzi z narożnika rynku i ulicy Wekslarskiej w kierunku południowym, skręca następnie na Wschód i biegnąc zapleczem ul. Wekslarskiej przez niewielki skwer przy murze obronnym i furcie Małych Schodów skręca ponownie w Wekslarską z którą łączy się wąskim przechodem.
Nie byłoby w jej sytuacji nic wyjątkowego gdyby nie to, że jest to najmłodsza uliczka w obrębie tarnowskiego starego miasta. Ściślej, jedna z nielicznych, które w porozbiorowych czasach uzupełniły średniowieczny plan miasta - pozostałe to krótka uliczka Basztowa po północnej stronie miasta oraz, nieistniejąca już, jeszcze krótsza uliczka Żydowska Dolna, mająca formę wąskiego zaułku w południowej pierzei placu Rybnego. Z tych trzech Zakątna była uliczką najdłuższą, do dzisiaj zachowała jeszcze resztkę swojego specyficznego charakteru.
Początkowa sytuacja tego rejonu miasta wyglądała nieco inaczej. Podczas lokacji miasta w 1330 roku wytyczono plan urbanistyczny zamknięty w obwodzie obronnym, z wszystkimi placami i ulicami wewnątrz obwodu. W jego ramach z południowo-wschodniego narożnika rynku wyprowadzona została ulica główna (obecnie Wekslarska), biegnąca do bramy Pilzneńskiej, szersza od równoległej ulicy po stronie północnej (obecnie Żydowskiej), a przy jej wylocie z rynku wytyczono w kierunku południowym wąską uliczkę, czterokrotnie węższą od głównej, dochodzącą do muru obronnego i łączącą się z uliczką podmurną.
W środkowej części obecna ulica Wekslarska przecięta była ponadto wąską przecznicą na osi obecnej ulicy Starej, która to przecznica przechodziła przez całą zabudowę od północnego do południowego odcinka obwodu obronnego - jej południowy fragment wychodził również na uliczką podmurną. Zarówno obie uliczki poprzeczne jak i sama uliczka podmurna miały znaczenie głównie gospodarcze i militarne - umożliwiały dostęp do zapleczy działek siedliskowych, uliczka podmurna zapewniała ponadto niezbędny dostęp do muru obronnego na całej jego długości.
Zabudowa w tym rejonie miała od początku charakter skromniejszy niż przy rynku. Jak można się domyślać powstawały tu domy głównie rzemieślników i drobnych handlarzy, o przedstawicielach patrycjatu czy bogatych kupcach mieszkających poza rynkiem źródła bowiem milczą. Poza tym o ile przy rynku murowane domy, bardzo wówczas drogie i świadczące o zamożności właścicieli, zaczynają pojawić się już w średniowieczu, to w rejonie ulicy Wekslarskiej do schyłku XVIII wieku przeważała jeszcze architektura drewniana, co pogląd o jej skromniejszym statusie potwierdzało, a przy tym narażało ulicę na niebezpieczeństwo częstszych pożarów. Stan taki ułatwiał jednak przeprowadzanie różnego rodzaju regulacji i przesunięć granic posesji.
W okresie najgłębszego w dziejach kryzysu miasta, w pierwszej połowie XVIII wieku, w ten, mocno wówczas podupadły rejon, zaczęło stopniowo wkraczać osadnictwo żydowskie, rozszerzające się z północno-wschodniej części miasta, z rejonu ulicy Żydowskiej. Do końca XVIII wieku praktycznie cała ulica zdominowana została przez mieszkańców żydowskich. Zabudowa zagęściła się, wschodni, zagięty na północ odcinek ulicy został rozparcelowany i zabudowany płytkimi, jednotraktowymi domami dostawionymi do muru obronnego, domy przy głównym odcinku ulicy obrosły budynkami gospodarczymi i oficynami. Był to charakterystyczny dla żydowskich dzielnic sposób zagospodarowywania przestrzeni, wynikający z istniejących utrudnień w nabywaniu posesji w chrześcijańskich dzielnicach. To, w połączeniu z szybkim przyrostem naturalnym i ogólną biedą powodowało nieznane gdzie indziej zagęszczenie oraz koncentrację funkcji produkcyjnych i handlowych wciskanych gdzie się dało. Domy mieszkalne zasiedlone były wielodzietnymi rodzinami ściśniętymi na niewielkiej powierzchni, najczęściej bez bezpośredniego dostępu do źródeł wody czy sanitariatów, w sieniach i piwnicach funkcjonowały warsztaty, zakłady usługowe i magazyny dające utrzymanie mieszkańcom. Zaniedbana, zatłoczona i brudna część miasta nie cieszyła się wśród mieszkańców Tarnowa dobrą opinią. Pierwszy monografista Tarnowa, niechętny co prawda Żydom, co wypada zaznaczyć, ksiądz Wincenty Balicki tak w początkach XIX w. przedstawia ten rejon: (...) już zdaleka gwar nieprzyjemny, smród nieznośny, bacznym czyni przechodnia, że w żydowską wkracza ulicę. (...) - Niechlujstwo najwyższe, które w tej ulicy panuje, niepoliczone roje brudnych, obtarganych, we własnych smrodach przewalających się żydów - zaraźliwe, mefityczne wyziewy, które, gdyby s pieczar Acherontu na całe rozlewają się miasto, - natręntność aż do unudzenia i gniewu każdego pobudzająca - prawdziwie! to wszystko trudno do opisania.... - opis ten co prawda odnosi się do ulicy Żydowskiej, można tu jednak dodać, że i ulica Wekslarska wyglądać musiała podobnie .
Warunki higieniczne i zdrowotne odbiegały tu tak dalece od wszelkich, nawet ówczesnych standardów, że oprócz krytycznych ocen pobudzały już wówczas do pierwszych prób poprawy sytuacji, co m.in. powodowało korekty planu urbanistycznego. I tak, w najbardziej zagęszczonej części dzielnicy żydowskiej, przy Starej Synagodze, po jednym z pożarów nie odtworzono spalonej zabudowy lecz wytyczono w jej miejscu plac (obecny plac Rybny), który rozluźnił układ urbanistyczny tego rejonu i poprawił nieco warunki bytowe mieszkańców. Podobnie, nieco wcześniej postąpiono w rejonie ulicy Wekslarskiej - tutaj nie było co prawda warunków do wydzielenia nowego placu miejskiego, za to wytyczono nową uliczkę, właśnie Zakątną. Obie te inwestycje miały czytelny, chociaż ograniczony do wycinkowej realizacji, charakter planu upięknienia zgodnego z zasadą racjonalistycznej urbanistyki.
Kiedy dokładnie wytyczono uliczkę Zakątną trudno jednoznacznie ustalić. Za najbardziej prawdopodobny przyjąć można okres pomiędzy 1780 a 1796 rokiem, ze wskazaniem na czas po pożarze miasta w 1792 roku, kiedy spłonęła zabudowa całej dzielnicy żydowskiej po wschodniej stronie rynku. Na najstarszej pomiarowej mapie rejestrującej sytuację miasta z okresu 1779 - 81, uliczka jeszcze nie została oznakowana. Zastrzec jednak trzeba, że uproszczona grafika mapy i jej niezbyt precyzyjna skala (1:28 800) nie pozwalają jednak w sposób jednoznaczny wykluczyć istnienia uliczki w czasie wykonywania mapy (nie rejestruje ona również np. uliczki Starej istniejącej od czasu lokacji), wydaje się to jednak mało prawdopodobne. Na najstarszym planie miasta inż. F. v. Grottgera , datowanym na około 1796 rok, uliczka jest już zaznaczona. Jej układ w formie litery "U" nie odbiegał wówczas od sytuacji obecnej - w części zachodniej adaptowała uliczkę wychodzącą z narożnika rynku w kierunku południowym, w połowie jej długości skręcała pod kątem prostym na Wschód, biegła równolegle do ulicy Wekslarskiej, później skręcała pod kątem prostym na Północ i łączyła się z Wekslarską.
Środkowy bieg uliczki, równoległy do ul. Wekslarskiej, przecinał poprzecznie działki tej ulicy dzieląc je w połowie głębokości na dwie części - tylne części działek, sięgające muru obronnego, wyznaczyły południową pierzeję nowej uliczki. Stosunkowo szybko układ uliczki został skorygowany - na kolejnym planie miasta z 1814 roku jest ona przesunięta bliżej muru obronnego. Zabieg taki był wówczas możliwy bo bieg uliczki nie był jeszcze utrwalony zabudową murowaną a mniej trwałe budynki drewniane niszczone były pożarami w roku 1813 (rynek) i 1814 (wschodnia część miasta). Na wspomnianym planie o raz pierwszy pojawia się też nazwa nowej ulicy, która określona została jako Neue Gasse czyli ulica Nowa . W stosunkowo krótkim czasie uliczka uległa kolejnej regulacji podczas której przywrócono jej sytuację poprzednią, tym razem już ostatecznie i na kolejnym planie miasta z 1848 roku zarejestrowany jest już jej obecny układ, określona jest też jako ul. Zakątna (Winkel Gasse).
Zabudowa uliczki narastała w XIX wieku - obie pierzeje zostały wypełnione piętrowymi budynkami o zwartym układzie, ciasno wypełniającymi posesje. Pierzeję północną utworzyły oficyny tylne kamienic ulicy Wekslarskiej, południową wprowadzone tu domy frontowe wychodzące tylnymi elewacjami na mur obronny.
Ogólnie zabudowa zaułka uzyskała skromny, bezstylowy charakter, oddający sytuację ekonomiczną żydowskiej ludności tu osiadłej. Naturalne dla tego rodzaju osadnictwa dążenie do maksymalnego wykorzystania przestrzeni spowodowało zanik uliczki poprzecznej, która na osi obecnej ulicy Starej przechodziła do muru miejskiego, a której powierzchnia, podobnie jak i dawnej uliczki podmurnej, powiększyła obszar zabudowy. W wyniku tych przekształceń uliczka uzyskała charakter szczelinowy, o dwóch wąskich odcinkach wychodzących na Wekslarską i środkowej części bez bezpośredniego dostępu światła słonecznego, z której wąski przechód wychodził na furtę Małych Schodów i dalej przeciskał się pomiędzy gęstą zabudową podmurną do ulicy Bernardyńskiej. Z całą pewnością zaułek nie należał do reprezentacyjnych miejsc tarnowskiego starego miasta - na zdjęciach z okresu międzywojennego widać w panoramie ulicy ponure, zaniedbane elewacje budynków gospodarczych i mieszkalnych i nierówny bruk z otoczaków. Niemniej dzięki właśnie takiej sytuacji uliczka zachowywała niepowtarzalny klimat, tworząc wnętrze urbanistyczne o specyficznym charakterze, odróżniające się od innych, "normalnych" ulic.
Sytuacja tego rejonu zmieniła się jednak w wyniku wojny i późniejszych korekt. Wysiedlenie do getta mieszkającej tu żydowskiej ludności przyspieszyło zaznaczającą się już wcześniej ruderyzację zabudowy i, prawdopodobnie już podczas wojny, pociągnęło za sobą pierwsze wyburzenia. Po wojnie proces wyburzeń znacząco się nasilił. Podstawowym tego czynnikiem stała się próba odsłonięcia i rekonstrukcji murów miejskich według koncepcji prof. Józefa E. Dutkiewicza , związanego mocno z Tarnowem a po wojnie pełniącego funkcję Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Krakowie. W ramach realizacji tej koncepcji w latach 1958 - 62 odsłonięty został fragment muru w rejonie furty Małych Schodów, który po częściowej rekonstrukcji, wyeksponowano od strony ulicy Bernardyńskiej. Przy tej okazji wyburzone zostały resztki zabudowy nad murem tworzące wschodnią część ulicy Zakątnej - w jej miejscu powstał skwer zaaranżowany zgodnie z zasadą "jak sobie Grześ wyobraża wieś" (dąb XXXV - lecia PRL z betonową płytą pamiątkową, piaskownica dla dzieci, betonowe ławeczki). Dzięki temu uliczka całkowicie zmieniła swój charakter, dawny szczelinowy układ zachował się jedynie części zachodniej, w części wschodniej powstała pustka ze wspomnianym skwerem, odsłaniająca widok na oficyny kamienic ulicy Wekslarskiej.
Czas "magii" tego zaułka zakończył się, a później było już tylko gorzej. Pod koniec lat siedemdziesiątych zachodni, zachowany odcinek ulicy wzbogacony został o nowy budynek ozdobiony kolumną w bramie garażowej, którego architektura zniekształciła południowo - zachodni narożnik ulicy. Później, po przejęciu kamienicy Rynek 12 przez bank i jej przebudowie, wyburzono oficynę zamykającą perspektywę uliczki od zachodu - odsłonięta została przez to chaotycznie zabudowana przestrzeń zapleczy działek przyrynkowych, co zmieniło charakter całego zaułka. Dodatkowo w 1987 roku wyburzona została wielka, największa przy ulicy Bernardyńskiej, klasycystyczna kamienica Bernardyńska 18, po której powstała pustka odsłaniająca nowy fragment walącego się muru z przypadkową architekturą tylnych elewacji domów południowej pierzei ulicy Zakątnej. No cóż, od tej strony istniało w przeszłości zwężenie ulicy Bernardyńskiej w którego gęstą zabudowę wciskał się przechód do furty Małych Schodów, teraz na pustej przestrzeni lada chwila pojawi się nowy
(oczywiście płatny) parking...
Miała też uliczka swoje pięć minut w okresie komuny. Łączyło się to z głęboko humanistyczną myślą partyjnych strategów, że alkoholizm należy zwalczać nie tylko nakazem kupowania do każdego piwa czy kieliszka wina zagrychy (niezapomniane ćwiartki jajek na twardo na zapałce, zwykle zielone w kolorze) ale też zakazem sprzedaży wszelkiego rodzaju napojów wyskokowych przed południem - koncepcja ta, jak się wydaje, wynikała ze słusznego przeświadczenia, że klasa pracująca powinna w swoich zakładach pracy wykonywać plany produkcyjne a nie wałkonić się przy piwie, przynajmniej na pierwszej zmianie. Dzięki temu zarządzeniu liczba melin w kraju wzrosła skokowo, może nawet udało nam się we wskaźniku melin na mieszkańca dogonić ojczyznę proletariatu, czyli ZSRR. Zjawisko to nie ominęło również Tarnowa. W naszym "magicznym" mieście głównym centrum dystrybucji alkoholu stał się rynek, co na pewien okres przywróciło temu placowi dawne znaczenie, ale i w otaczających rynek uliczkach ilość melin była wystarczająca. Charakterystycznym zjawiskiem było też to, że o ile socjalistyczni milicjanci żwawo i ochoczo pałowali ludzi wychodzących z mszy w kościele filipinów, to w zwalczaniu melin wykazywali niezwykłą wprost wstrzemięźliwość. Na rynku w nocy, gdzie co rusz ktoś zostawał pobity albo okradziony, samochody z towarzyszami milicjantami pojawiały się co prawda regularnie, ale po to aby, zazwyczaj bez wysiadania z samochodu, odebrać parę butelek od usłużnie podbiegających naganiaczy. I wszystko było jak trzeba.
Nowy duch zawitał oczywiście i na uliczkę Zakątną. O ile jednak w kamienicach wokół rynku funkcjonowało kilkanaście melin to tutaj, zdaje się, tylko dwie. Jedna z nich należała za to do najwygodniejszych - wystarczyło w odpowiedni sposób puknąć w jedno z okien na parterze, włożyć w wystawioną rękę określoną kwotę i można było z wracać do domu z butelką. Folklor ten nie przetrwał jednak upadku komuny, okazało się bowiem, że zniesienie ograniczeń w sprzedaży alkoholu a tym bardziej uruchomienie sklepów nocnych, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skasowało cały patologiczny system.
Ostatni okres nie wniósł specjalnych zmian w sytuacji uliczki. Większość domów odnowiono, do innych godnych odnotowania faktów, należało w zasadzie tylko otwarcie w jednym z domów południowej pierzei knajpki o nazwie "Przekręt". Ten kameralny lokal, o ciekawym, dwupoziomowym wnętrzu z antresolą cieszył się dwuznaczną popularnością wśród określonych środowisk tarnowskiej (i nie tylko) młodzieży, funkcjonował w latach dziewięćdziesiątych XX i początkowych XXI wieku.
K. Marek Trusz