Jak te czasy się zmieniły – usłyszałem niedawno opinię jednego z kibiców komentującego sukcesy i awans piłkarzy Bruk-Betu Nieciecza – kiedyś takie drużyny poszaleć i pobłyszczeć mogły co najwyżej w Pucharze Polski, ale nie w rozgrywkach ligowych z Hutnikiem Kraków czy Unią Tarnów. Otóż nie. Czasy się nie zmieniły.
Od lat przynajmniej kilkudziesięciu, a więc również w głębokim PRL-u, reguła funkcjonuje wciąż ta sama – zwycięstwa i awanse zarezerwowane są dla tych, którzy są w stanie stworzyć warunki organizacyjne, a przede wszystkim finansowe, by te sukcesy odnosić. I nie chodzi mi wcale o potężną falę korupcji w polskiej piłce, gdzie odpowiednia liczba biletów Narodowego Banku Polskiego zapewniała każde zwycięstwo i awans. Fakt ten, w sposób wypaczony, karykaturalny i tragikomiczny, zasadę o której piszę potwierdzał, ale nie to jest przedmiotem moich w tym miejscy zadumań. Chodzi jedynie i po prostu o to, że jednym z warunków osiągania wyników w sporcie jest poukładanie kwestii pozaboiskowych - właściwi ludzie na właściwym miejscu, sensowna organizacja i , nie krygujmy się - finansowe zaplecze.. Tak było i jest, niezależnie od tego, czy to Kraków, Tarnów, Zabrze czy Nieciecza.
Kwestia tego, gdzie powinny wyznaczyć sobie pułap możliwości małe kluby z niewielkich miejscowości, to temat na inne dywagacje. Dziś pogódźmy się jedynie z faktem, że to nie miejsca na mapie biegają po boisku i nie dopatrujmy się "nowego" tam, gdzie wszystko od dawna działa po staremu.
A swoją drogą, gdzie te czasy, gdy w II lidze, która jeszcze wówczas była rzeczywiście "drugą" grały zespoły Okocimskiego Brzesko, Wisłoki Dębica i Unii Tarnów. Obecnie nie do pomyślenia.