Wśród wielu zagadek z przeszłości Tarnowa jedna wzbudza do dzisiaj najwięcej emocji, jest też najczęściej przywoływanym przykładem niewyjaśnionych tarnowskich tajemnic, powszechnie przy tym znaną mieszkańcom miasta.
Gdybyśmy spytali pierwszego z brzegu obywatela naszego magicznego miasta, co w historii Tarnowa stanowi rzecz najciekawszą, możemy oczekiwać, że trzech na czterech zapytanych wskaże na tytułowy tunel. Znakomita większość zapytanych przekonana przy tym będzie, że tunel bez wątpienia kiedyś istniał i potrafiłaby przytoczyć jakieś szczegóły potwierdzające taki pogląd, z powołaniem się na relacje członków bliższej bądź dalszej rodziny, najczęściej już nieżyjących – babć, stryjecznych wujków, innych krewnych - albo bliskich sąsiadów. Przywołane osoby, jak zapewne mielibyśmy okazję usłyszeć, przy jakichś szczególnych okolicznościach, najczęściej związanych z wykonywanym zawodem (kominiarz sprawdzający przewody ogniowe, murarz naprawiający walącą się ścianę piwnicy), trafiać miały na ślady tunelu lub wprost na tunel, jednak zazwyczaj nie udawało im się do końca spenetrować owego obiektu. Stąd w przytaczanych relacjach lokalizacja tunelu wskazywana jest zazwyczaj dosyć ogólnikowo, najczęściej dotyczy okolic ulicy Bernardyńskiej, kamienic jej południowej pierzei, czasem pozostałości dawnego kościoła bernardynów lub terenu przy dawnym murze klasztornym.
I chociaż moglibyśmy tu zrobić spostrzeżenie, że przecież w mieście znajduje się sporo interesujących, istniejących fizycznie budowli, to taka domniemana gradacja zainteresowań historią, w której zespół renesansowych kamienic, ratusz, czy wyjątkowa w swojej architekturze i wystroju katedra przegrywa z mitycznym tunelem, wydaje się całkiem naturalna. Nie każdy z nas musi przecież odróżniać gotyk od późnego gotyku czy interesować się ewolucją układu wnętrza kamienicy mieszczańskiej, za to nic tak nie rozpala wyobraźni jak tajemnica, którą tunel jest owiany. Fakt jego istnienia ponadto w ogólnym rozumieniu nobilitowałby miasto, czyniąc je jeszcze bardziej wyjątkowym – taki tunel to rzecz w Polsce niespotykana i Tarnów byłby tutaj pierwszy. Sama zaś historia tunelu jako jednego z głównych tematów miejskiej mitologii i historyczno-teoretycznych rozważań jest już odpowiednio długa i możemy włączyć ją z czystym sumieniem do kanonu tarnowskiej tradycji. Tradycji, dodajmy, mającej całkiem sporą podbudowę w literaturze – zwłaszcza dawniejszej - dotyczącej miasta, dzięki której sam tunel jawi się dzisiaj jako Wielka Tarnowska Tajemnica.
Spróbujmy zatem przyjrzeć się jakie i od kiedy informacje na temat tunelu w literaturze się pojawiały.
Za chronologicznie najstarszy uznać należy tu zapis dokonany w pierwszej monografii miasta autorstwa Wincentego Balickiego, wydanej w1831 roku. Ta pierwsza informacja jest dosyć treściwa i od razu określa całą, związaną z tym zagadnieniem, problematykę – podana jest ona przy dwóch okazjach. Wymieniając zamek tarnowski Balicki podaje, że Ten zamek miał podziemny związek z miastem, lecz s czasem sam w gruzy upadłszy, i ten zasypanym został. Opisując klasztor bernardynów podaje natomiast, że jego fundator Jan Amor, około 1468 roku przebudowując drewniany wcześniej obiekt na murowany oddzielnym murem otoczyć go, i podziemnem sklepieniem, obwarować kazał. Następnie w przypisie wyjaśnia, że: Ten kościół i klasztor na tem stał mieścu, gdzie teraz nowe Forum Nobilium znajduje się; w roku zaś 1824 gdy stary klasztor na forum przekształcone, te podziemne sklepienia odkryte, lecz jako nieużyteczne, zupełnie zasypane zostały; miały one związek ze zamkiem tarnowskim.
Dzieło Balickiego, wydane w nakładzie, jak na obecne standardy, zupełnie znikomym (prawdopodobnie około 100 lub niewiele więcej egzemplarzy), w miejscowym środowisku było jednak znane, stąd informacja o tunelu musiała rozpowszechniać się już w pierwszej połowie XIX wieku i zapewne już wówczas zaczęła żyć własnym życiem.
Okładka pierwszej monografii Tarnowa z 1831 roku, autorstwa Wincentego Balickiego, w której pojawiła się najwcześniejsza wzmianka o tunelu łączącym klasztor bernardynów z zamkiem.
Niewielka wiarygodność Balickiego jako historyka spowodowała, że podaną przez niego informację historycy późniejsi traktowali z pewną rezerwą. Franciszek Herzig, autor monografii katedry tarnowskiej i współautor drugiej z kolei monografii miasta, o ile niektóre z przytaczanych przez Balickiego informacji przyjmował bez zastrzeżeń, to na temat tunelu w pierwszym swoim dziele zanotował: Następnie w roku 1468. wymurował Jan Amor OO. Bernardynom w miejsce drewnianych nowe zabudowania klasztorne i wspaniały kościół z grobowcami, warownym otoczył je murem i połączył je, jak niesie podanie, ze zamkiem za pomocą podziemnego chodnika. („Katedra niegdyś kolegiata w Tarnowie 1400-1900”, Tarnów1900). Znamienne jest tutaj owo stwierdzenie -„jak niesie podanie” – którym profesjonalny historyk dystansował się od podanej przez Balickiego informacji, wątpiąc w nią zapewne, jednocześnie potwierdzając, że na przełomie wieków musiała to być informacja ogólnie w Tarnowie znana. I tak też być musiało, a tunel żył już w najlepsze własnym – dzisiaj powiedzielibyśmy „wirtualnym” – życiem. Nie wykluczone zresztą, że publikując „Katedrę” Herzig nie znał jeszcze bezpośrednio dzieła Balickiego i odnosił się jedynie do żywej wśród mieszkańców Tarnowa wiedzy o tunelu, bowiem w wydanej 10 lat później drugiej monografii miasta ten sam autor istnienie tunelu przyjmował już bez zastrzeżeń, powołując się przy tym bezpośrednio na Balickiego.
W okresie międzywojennym informacja na temat tunelu odnotowana została najpierw w wydanym w 1929 roku „Przewodniku po Tarnowie” Zygmunta Rapaporta i Mieczysława Rozwadowskiego, co było o tyle naturalne, że pozycja ta pomyślana jako pierwszy tarnowski informator turystyczny, podawała wszelkiego rodzaju informacje mogące zaciekawić przybyszów z zewnątrz. Autorzy jednak, podobnie jak F. Herzig w pierwszym swoim dziele, zdystansowali się od podanej informacji, i pisząc o tarnowskich bernardynach zauważyli jedynie, że: uprzednio zajmowali klasztor obronny, połączony rzekomo lochem ze zamkiem, a położony w miejscu, gdzie później stał Sąd obwodowy.
Nieco później informację na temat tunelu odnotował Zdzisław Simche w trzeciej kolejnej monografii miasta, wydanej dla uczczenia sześćsetlecia lokacji, który powtórzył bezkrytycznie informację Balickiego – on jednak, jako geograf z wykształcenia, koncentrował swoje zainteresowanie Tarnowem na innych zagadnieniach niż historia, którą po prostu skrótowo przedstawił w oparciu o wcześniejsze opracowania.
Temat tunelu znacznie ciekawiej objawił się za to w drugiej, wydanej w tym samym roku (1930), pozycji rocznicowej – „600-lecie Tarnowa. Opowiadanie popularne.” – którego autorką była znana tarnowska dziennikarka i publicystka, Aniela Piszowa. Otóż autorka, skądinąd zasłużona badaczka przeszłości miasta, jako fakt bezsporny przyjmuje istnienie tunelu a wspominając zamek tarnowski (ruiny zamku były w tym czasie w całości zasypane) podaje: Trochę złomów z murów kamiennych, zasypana gruzem fosa, wały i głębsze jakieś wklęśnięcia terenu, gdzie wedle legendy istniało wejście do podziemnego korytarza, łączącego Zamek z klasztorem OO. Bernardynów, przy którego przeróbce na Forum nobilium w r.1824 lochy te odkryto. I dalej: Żyje jeszcze w Tarnowie staruszka Dzierwowa, która ojcu swemu, murarzowi z zawodu, nosiła obiady, gdy wylot tego tunelu z rozporządzenia Magistratu zamurowywał. Tu zaznaczyć trzeba, że sformułowanie „gdzie wedle legendy” odnosi się do usytuowania wlotu do tunelu na wzgórzu zamkowym, istnienia samego tunelu autorka, jak wspominałem, tutaj nie kwestionuje.
Budynek dawnego Sądu Szlacheckiego, obecnego Miejskiego Zarządu Cmentarzy, widok na przebudowaną elewację frontową kościoła klasztornego bernardynów – podczas jego budowy w latach 1823-25 odkryty miał zostać wlot do tunelu prowadzącego na zamek tarnowski.
W okresie powojennym temat tunelu, w literaturze stricte historycznej, nie był już podejmowany. Wynikało to z bardziej krytycznego podejścia do źródeł w ogóle oraz z przesunięcia zainteresowań na inne zagadnienia, ważniejsze wobec zmian jakie przyniósł okres wojny i okupacji. Zniszczenia wojenne spowodowały ponadto rozbiórkę części zabudowy w centrum miasta, ułatwiając dostęp do punktów wcześniej niedostępnych, a przez to stopniowe rozszerzanie badań strukturalnych na rejony wskazywane w dawniejszej literaturze - istnienia tunelu nie potwierdzały żadne materialne ślady. Okazywało się przy tym, że również niektóre inne informacje podawane przez Wincentego Balickiego wymagają weryfikacji.
Temat został więc odłożony, ale nie oznaczało to bynajmniej, że zapomniany. Brak oficjalnych publikacji na temat tunelu spowodował, że cały ciężar dowodzenia jego istnienia przejęty teraz został przez twórców, jak byśmy to określili, przekazu ustnego. Jest to zresztą również forma literatury, tyle że niepisanej. I od razu zrobiło się ciekawiej. W środowiskach wykazujących zainteresowanie tematem, krążyć zaczęły relacje nie krępowane już żadnymi ograniczeniami źródłowo-literackimi, przedstawiające nowe szczegóły i przytaczające wcześniej nieznane dowody na istnienie tunelu. Z czasem jednak temat budził coraz mniejsze emocje i odchodzić zaczynał stopniowo w zapomnienie. Od czasu do czasu jednak jakiś nowo ujawniany fakt wywoływał nadzieję, że to wreszcie trop właściwy – ostatnim stało się np. ujawnienie w minionym roku reliktów piwnic pod brukiem placu Rybnego - co na krótko przypominało o tunelu.
Piszącemu te słowa zdarzyło się zetknąć z kilkoma wersjami opowieści na temat tunelu, krążącymi w różnych środowiskach, przytaczanie ich tutaj jest zupełnie bezcelowe, dowodzić by mogło jedynie zróżnicowanych zdolności twórczych mieszkańców naszego magicznego miasta.
Przekształcona w latach 1823-25 architektura prezbiterium kościoła klasztornego, przebudowanego na gmach Sądu Szlacheckiego – widok od strony wschodniej.
Wyjątek zrobić jednak trzeba dla jednej relacji. Otóż nieżyjący od kilka lat, wybitny badacz przeszłości Tarnowa i społecznik, inż. Witold Gryl opowiadał, że zmarły pod koniec lat pięćdziesiątych inż. Bronisław Kulka, również znany społecznik i architekt, miał w latach czterdziestych oglądać zamurowany wlot do tunelu, na który natknął się wykonując jakieś oględziny czy prace inwentaryzacyjne zabudowy przy ulicy Bernardyńskiej.
Rzecz jest warta wspomnienia przez wzgląd na wymienione osoby. Wyjątkowa wprost rzetelność z jakiej znany był inż. Gryl nie pozwala wątpić w prawdziwość relacji. Witold Gryl był przy tym blisko związany z osobą Bronisława Kulki, potomka znanej rodziny tarnowskich kamieniarzy, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych aktywnego przy zabezpieczaniu zniszczonej zabudowy tarnowskiego starego miasta – obaj zresztą należeli do grupy osób najbliżej związanych z profesorem Józefem E. Dutkiewiczem, tworzących w latach powojennych w Tarnowie podwaliny współcześnie rozumianej ochrony zabytkowej zabudowy i podejmujących różnego rodzaju inicjatywy na rzecz miasta. Zważywszy, że prof. Dutkiewicz, który okres okupacji spędził w Tarnowie, jeszcze w czasie wojny rozpoczął pierwsze badania architektoniczne zabudowy staromiejskiej – m.in. odsłonił elementy gotyckiej struktury dawnego kościoła bernardynów – to możemy być pewni, że współpracujący z nim a później inwentaryzujący zabudowę i prowadzący remonty Bronisław Kulka miał bez wątpienia okazję dokładnie spenetrować teren, gdzie według cytowanych wcześniej zapisów tunel miał się znajdować. W wyniku prowadzonych w okresie komunistycznym od lat czterdziestych adaptacji i remontów zabudowy przy ulicy Bernardyńskiej, ewentualne ślady tunelu mogły jednak ulec zatarciu – nie prowadzono wówczas na tym obszarze badań architektonicznych – co później, bez badań, nie pozwoliłoby zweryfikować relacji Bronisława Kulki.
Sam inż. Witold Gryl odnosił się do tej relacji sceptycznie – nie kwestionując jej prawdziwości zakładał, że jakieś rzeczywiście odkryte przez Bronisława Kulkę elementy architektury, zostały przez niego błędnie zinterpretowane. Zweryfikować tej oceny sam Witold Gryl nigdy nie miał okazji – inż. Bronisław Kulka zmarł w 1959 roku i szczegółowej lokalizacji odkrycia nie zdążył już przekazać.
Tak więc, również i ta relacja, przedstawiająca wydarzenie które, jak można przyjmować, miało rzeczywiście miejsce, w niczym naszej wiedzy na temat tunelu nie rozszerza.
Kamienica ul. Bernardyńska 19, wzniesiona w latach dwudziestych XIX wieku w miejscu południowego skrzydła klasztoru bernardynów, około 1855 roku przekształcona na więzienie Sądu Okręgowego, funkcjonujące do 1927 roku.
W sumie jak można w oparciu o przedstawiony przegląd informacji na temat tunelu przyjąć, konkretów w nich nie pojawiało się zbyt wiele. Ojciec całego zamieszania, ksiądz Wincenty Balicki, podał właściwie od razu wszystkie fakty, które w relacjach późniejszych ulegały jedynie drobnym modyfikacjom. Zgodnie z jego przekazem tunel powstać miał podczas budowy murowanego klasztoru bernardynów, datowanego przez niego na czas około 1468 roku, łączyć miał klasztor z zamkiem na Górze świętego Marcina, wejście do niego od strony klasztoru odkryto w czasach austriackich, podczas przebudowy założenia na Sąd Szlachecki (Forum Nobilium). Jak można z relacji zrozumieć, tunel który był już wcześniej zasypany po popadnięciu zamku w ruinę, uległ wówczas ostatecznej likwidacji (zasypano odcinek od strony klasztoru), a wejście do niego być może, tego możemy się z relacji tylko domyślać, na trwałe zamurowane.
Zachowany fragment południowego odcinka muru klasztornego w rejonie dawnego więzienia – widok od strony ulicy Franciszkańskiej. Gdyby nie odkrycie bastei po wschodniej stronie klasztoru, to domniemany tunel musiałby wychodzić z klasztoru (w wykopie pod murem) w tym rejonie.
Jeśli się bliżej tej relacji przyjrzymy, to ogólnie nosi ona cechy prawdopodobieństwa i, poza samym faktem istnienia tunelu o niezwykłej, jak na nasze warunki, długości, nie jest sprzeczna z ogólną wiedzą na temat tarnowskiego klasztoru bernardynów i zamku. Murowane założenie klasztorne wzniesione zostało w drugiej połowie XV wieku – w 1468 roku rozpoczęta została jego budowa, zakończona prawdopodobnie około roku 1499. (M. Trusz Klasztor Bernardynów w Tarnowie, w: „Tarnów. Wielki Przewodnik.” T. 3). Fundatorem tej inwestycji był rzeczywiście, jak podaje Balicki, Jan Amor, ojciec hetmana Tarnowskiego który, o czym sam Balicki zdaje się nie wiedzieć, najprawdopodobniej równolegle prowadził poważne prace budowlane na zamku, odbudowując go ze zniszczeń po najeździe węgierskim z 1441 roku i rozbudowując jego system obronny. Wszystko by się więc tutaj zgadzało.
Trzeba też zauważyć, że zamek popadający od drugiej połowy XVII wieku w ruinę, w XVIII wieku decyzją Karola Pawła Sanguszki przeznaczony został, w celu pozyskania materiałów budowlanych, do rozbiórki, którą rozpoczęto w 1770 roku, likwidując z czasem całkowicie zabudowę zamkową – szansa, że trafiono tej okazji na tunel od strony zamku teoretycznie więc istniała.
Również dalsze dzieje zabudowy klasztornej nie wykluczają prawdziwości relacji. Po włączeniu Małopolski z Tarnowem do imperium austriackiego w niedługim czasie zakonnicy opuścili klasztor, przenosząc się w sierpniu 1789 roku do sąsiedniego, opuszczonego klasztoru po bernardynkach. To ten klasztor, który istnieje do dzisiaj po południowej stronie starego miasta. Zabudowa opuszczonego przez nich założenia przez pewien czas była użytkowana w różnych celach, ale już w latach osiemdziesiątych XVIII wieku uległa częściowej likwidacji - wytyczano wówczas na południowym przedpolu miasta obecną ulicę Bernardyńską, którą poprowadzono przebiciem przez zachodnią część zespołu klasztornego (likwidacji uległ fragment muru i część zabudowy przymurnej). Nieco później dwa kolejne pożary (1809, 1814) zrujnowały główny zespół zabudowy i dopiero po kilku następnych latach zapadła decyzja o adaptacji opuszczonych obiektów. W latach 1823-25 dokonana została gruntowna przebudowa kościoła klasztornego na siedzibę Sądu Szlacheckiego – oprócz podziału wnętrza na kondygnacje i przeobrażeniu gotyckiej architektury kościoła, od strony zachodniej ukształtowana została nowa, reprezentacyjna elewacja o klasycystycznej formie. Równolegle z przebudową kościoła przedłużono ulicę Bernardyńską w kierunku wschodnim, do placu Drzewnego, co pociągnęło za sobą wyburzenie większej części zachowanego jeszcze budynku klasztornego – w miejscu południowego skrzydła klasztoru powstał wydłużony budynek z klasycystycznym szczytem, w który zaadaptowano relikty dawnej architektury klasztornej. Jak z tego wynika, zakres prowadzonych w obrębie dawnego klasztoru prac budowlanych był tak rozległy, że o ile tunel istniał, to właśnie wówczas musiałby zostać ujawniony, przyjmowana data odkrycia tunelu - w 1824 roku - mieści się zatem w najbardziej prawdopodobnym okresie. Przebudowa ta stała się przy tym jedną z najważniejszych realizacji architektonicznych w ówczesnym mieście i budzić musiała zrozumiałe zainteresowanie mieszkańców, zatajenie rzeczy tak niezwykłej jak tunel nie mogło więc wchodzić w rachubę. Wincenty Balicki przebywający w tych latach w Tarnowie lub najbliższej okolicy (Radomyśl Wielki) musiałby oczywiście o tym słyszeć. Przyznać więc obiektywnie trzeba, że kontrowersyjny dziejopis i, równie kontrowersyjny, kapłan miał teoretyczne możliwości zetknięcia się z Wielką Tarnowską Tajemnicą.
Fragment planu miasta z około 1796 roku – przy wschodnim odcinku muru klasztornego oznakowany jest obrys zasypanej bastei.
Możliwość istnienia samej tajemnicy w pewnym stopniu osłabiają jednak zachowane materiały archiwalne z okresu poprzedzającego przebudowę klasztoru, które dla pełnego obrazu należałoby również przytoczyć.
W 1794 roku na zarządzenie austriackiego Funduszu Religijnego wykonany został dokładny inwentarz istniejącego jeszcze budynku klasztoru i kościoła – sporządziło go czterech urzędników, w tym inżynier obwodowy Franciszek von Grottger. Sama architektura została opisana w tym dokumencie dosyć ogólnikowo, wyjątkowo szczegółowo dokument rejestruje natomiast detal techniczny jak okna, klamki itp. oraz wystrój. Szczegółowość opisu oraz ujęcie wszystkich możliwych elementów zabudowy świadczy jednak, że cały obiekt spenetrowany został fachowo i dokładnie. Pomimo, że komisja potrafiła dostrzec zupełnie drobne detale, to żadne tajne przejścia czy podkopy nie zostały wówczas ujawnione.
Równolegle, w 1794 roku, wymieniony wyżej F. von Grottger, wykonał projekt przebudowy klasztoru na seminarium duchowne. Planem przebudowy objęty został kościół i - jeszcze istniejący - przybudowany do niego trójskrzydłowy budynek klasztorny. Dla całego zespołu opracowana została rysunkowa inwentaryzacja, obejmująca rzuty kondygnacji i przekroje oraz opisy poszczególnych elementów architektury – również i tutaj ślady żadnego tunelu nie zostały zarejestrowane.
No dobrze, możemy przy tej okazji powiedzieć, przecież ani komisja inwentaryzacyjna ani sam Grottger nie prowadzili poszukiwań tunelu, o którym nic jeszcze wiedzieć nie mogli, nie badali więc pod tym kątem architektury klasztoru. Jest to oczywiście słuszne spostrzeżenie i jeszcze do niego wrócimy.
Przejdźmy jednak do pozostałych, przedstawionych wcześniej relacji tunelowych. Ani F. Herzig, ani autorzy przewodnika z 1929 roku, ani Z. Simche niczego nowego do wiedzy o tunelu nie wnoszą – powtarzają po prostu to, co zanotował wcześniej Balicki. Ciekawe natomiast elementy, całkiem nowe, wnosi do dyskusji tunelowej Aniela Piszowa. Jako jedyna, obok W. Balickiego, zajmuje się drugim końcem tunelu i wskazuje miejsce na wzgórzu zamkowym gdzie wedle legendy istniało wejście do podziemnego korytarza. Jest to informacja, którą bez większych wątpliwości przyjąć możemy za prawdziwą – prawdziwą w tym znaczeniu, że taka legenda w tym okresie w Tarnowie funkcjonowała. Wzgórze zamkowe nie byłe jeszcze poddane eksploracji archeologicznej, nieukończony, sypany podczas Wiosny Ludów kopiec ziemny, pokrywał resztki ruin zamkowych, nikt więc nie wiedział, co mogło się pod nim skrywać. Całkiem naturalne w takiej sytuacji jest powstawanie różnych niesprawdzalnych hipotez i legend.
Inaczej się ma sprawa z informacją drugą, o wymienionej imiennie staruszce Dzierwowej, która swojemu ojcu miała nosić obiady podczas nakazanego przez magistrat zamurowywania wylotu tunelu. Prawdę mówiąc ta informacja wygląda na zwykłą konfabulację. Ponieważ Anielę Piszową, dziennikarkę ale też ambitną badaczkę i dokumentalistkę historii Tarnowa trudno podejrzewać, że sama ową Dzierwową wymyśliła, przyjąć trzeba, że została po prostu wprowadzona przez nią w błąd. Piszowa nie podaje co prawda kiedy ojciec Dzierwowej miał tunel zamurowywać, ale z kontekstu wynika, że chodziło o okres budowy Sądu Szlacheckiego. Jeśli przyjmiemy, że wspomniana Dzierwowa w 1824 roku miała nawet nie więcej niż 6 - 8 lat – młodsze dziecko raczej nie potrafiłoby obiadu ojcu nosić – to, jak byśmy nie liczyli, w 1930 roku powinna mieć ponad 110 lat. Przyjęte założenie jest przy tym bardzo optymistyczne, dziecko musiałoby być ponadprzeciętnie rozwinięte, mieć wyjątkową pamięć (stulatka pamiętająca drobny epizod z wczesnego dzieciństwa) – gołym okiem widać, że nie trzyma się to kupy. Wygląda na to, że doświadczona, siedemdziesięcioletnia wówczas dziennikarka (ur. 1860) dała się tu wpuścić w kanał i przyjęła bezkrytycznie bajki opowiadane przez starsze od niej panie.
Jak w sumie z tego przeglądu informacji zamieszczonych na temat tunelu w literaturze wynika, konkretne, ale niemożliwe do weryfikacji fakty, podał na jego temat jedynie Balicki.
Jego relacja jednak też wydaje się wątpliwa. Podstawową wątpliwość budzi zwłaszcza celowość budowy takiego urządzenia. Jeśli uzmysłowimy sobie, że klasztor bernardynów jako największa budowla murowana w mieście (do czasów austriackich), powstawał w wyniku kilkudziesięcioletniego procesu inwestycyjnego, przy którym zaangażowani byli właściciele miasta, tarnowski patrycjat oraz sami zakonnicy, to wyobraźmy sobie, że dzieło inżynieryjne o skali domniemanego tunelu (musiałby mieć długość przekraczającą dwa km) wymagałoby porównywalnego wysiłku organizacyjnego. Zważywszy na skomplikowane problemy techniczne – przeprowadzenie tunelu pod Wątokiem i młynówką, przebicie się przez skalne podłoże na którym posadowiony został zamek – skala trudności byłaby większa niż przy budowie klasztoru. Inżynieria piętnastowieczna potrafiła rozwiązywać takie problemy, łączyło się to jednak zawsze z dużymi kosztami i niełatwymi do spełnienia warunkami organizacyjnymi – musiałby więc istnieć wyjątkowo ważny powód dla podjęcia decyzji o budowie, nie dałoby się przy tym tak poważnego przedsięwzięcia zrealizować w tajemnicy.
Nasuwa się w związku z tym oczywiste pytanie: komu i po co potrzebna byłaby taka trudna i kosztowna inwestycja? – na takie pytanie nie da się znaleźć żadnej rozsądnej odpowiedzi. Nie znamy przy tym podobnych rozwiązań ani z budownictwa obronnego – zamków czy inkastelowanych klasztorów – ani miejskiego. Powoływanie się tutaj na analogię z podziemiami Sandomierza, co czasem ma miejsce, mija się zupełnie z celem – podziemia sandomierskie to po prostu zespół komór piwnicznych, które powstawały pod kamienicami jako składy towarów i wtórnie połączono je w jednolity ciąg przebiciami komunikacyjnymi.
Nie tylko nie da się zrozumieć sensu budowy takiego tunelu. Nie jest też znana żadna informacja potwierdzająca jego istnienie lub budowę, która byłaby wcześniejsza od przekazu Balickiego – nie wspomina o tunelu ani kronika tarnowskich bernardynów, ani źródła z XVI i XVII wieku dotyczące zamku bądź miasta, nie słychać nic na jego temat podczas rozbiórki zrujnowanych zabudowań zamkowych. Wszystko wskazuje więc na to, że Balicki albo całą rzecz wymyślił, albo ubarwił czy źle zrozumiał jakieś informacje, które pojawić się mogły przy okazji prowadzonych w dawnym klasztorze prac budowlanych.
Jeśli się zastanowimy, to bardziej prawdopodobna wydaje się tutaj ta druga możliwość.
Po pierwsze, pomimo, że Balickiego trudno byłoby uznać za rzetelnego, we współczesnym rozumieniu, historyka, to ambicje badawcze niewątpliwe posiadał i dzieje miasta przedstawiał głównie w oparciu o materiały do jakich miał dostęp – we wstępnie wymienia wcale pokaźny zestaw źródeł, na których oparł swoją pracę. Najprawdopodobniej wykorzystywał również ustne przekazy, trudno jednak sobie wyobrazić, żeby podawał jakieś fakty wzięte po prostu z sufitu, zwłaszcza tak istotne jak informacja o tunelu.
Ponadto, trzeba wziąć pod uwagę, że książka Balickiego wydana została w niedługim czasie, około siedem lat później, po opisanym odkryciu tunelu. Kierowana była do miejscowych elit intelektualnych, czyli do środowiska zainteresowanego miastem i dobrze zorientowanego w tym, co na tak ważnej inwestycji mogło się dziać – podanie w takich warunkach faktu w oczywisty sposób nieprawdziwego, nie wchodziło raczej w rachubę.
O co więc mogło chodzić? Najbardziej sensowne wyjaśnienie, które się tutaj nasuwa jest takie, że podczas przebudowy klasztoru natrafiono rzeczywiście na jakieś nieznane wcześniej elementy architektury. Nie jest to wcale rzecz zaskakująca. Podczas budowy Sądu Szlacheckiego główne elementy zespołu klasztornego jeszcze istniały, część jego struktury włączano w nowe obiekty, część likwidowano, wytyczano nowe fragmenty ulicy, w konsekwencji zakrojone na wielką skalę prace połączone były z wyburzeniami i wykopami odsłaniającymi niedostępne wcześniej fragmenty budowli. W takich warunkach trafienie na nieznane elementy architektury, nieużytkowane już partie budynków czy jakieś starsze, znajdujące się pod poziomem gruntu obiekty, w gęsto zabudowanym zespole klasztornym nie powinno dziwić. Nawet obecnie, pomimo nieporównanie większej wiedzy na temat historii Tarnowa, zdarzają się zupełnie zaskakujące odkrycia, czego najlepszą ilustracją jest ujawnienie śladów starego żydowskiego cmentarza podczas budowy pierwszego podziemnego przejścia w mieście.
W przypadku klasztoru bernardynów też tak zapewne było. Można nawet hipotetycznie wskazać o jaki, wcześniej nieznany element architektury mogło chodzić.
W 2002 roku tarnowski archeolog Eligiusz Dworaczyński natrafił pod powierzchnią placu Morawskiego na relikty nowożytnych urządzeń obronnych klasztoru bernardynów. Dla informacji podam, bo zdaje się nie wszyscy mogą to wiedzieć, że placem Morawskiego oficjalnie nazywany jest skwer z przestrzenią parkingową przy ulicy Bernardyńskiej, wciśnięty pomiędzy prezbiterium dawnego kościoła bernardynów a kamienicę nr 26-28.
Okazało się, że usytuowana tu była basteja wysunięta na zewnątrz muru klasztornego, która flankowała wschodnie podejście do miasta. Basteja ta, datowana wstępnie na drugą ćwierć XVI wieku, a w późniejszym okresie rozbudowywana, włączona była w obrys bastionowego systemu obronnego jakim, jak się wydaje, objęty był z zewnątrz klasztor. Najciekawsze dla naszych rozważań jest to, że do wnętrza bastei – do jej dolnej kondygnacji – od muru klasztornego prowadził kryty korytarz zwany poterną. Korytarz ten, znakomicie zachowany, ma formę przesklepionego tunelu, o długości ponad 20 metrów.
Plac Morawskiego, widok z ulicy Bernardyńskiej w kierunku północnym – widoczne wzniesienie kryjące relikty szesnastowiecznej bastei, odkrytej w 2002 roku.
To wspaniałe dzieło obronne, podobnie zresztą jak inne elementy systemu umocnień ziemnych wprowadzonych w okresie nowożytnym dla podniesienia bezpieczeństwa klasztoru i miasta, pozostawało do początku XXI wieku nieznane.
Dla nas istotnym by było ustalenie, kiedy ten system mógł ulec likwidacji. Tu możemy opierać się tylko na przypuszczeniach. Wiemy, że konserwacji miejskich urządzeń obronnych zaniechano już pod koniec XVII wieku, a od początku XVIII wieku cały miejski system obronny zaczął popadać w zaniedbanie, co wobec głębokiego kryzysu w jakim znalazło się miasto, nie było niczym wyjątkowym. Rewizja fortyfikacji miejskich z 1754 roku określiła je jako już zniszczone i nieprzydatne do celów obronnych, a po zajęciu Tarnowa przez Austriaków mury i baszty zaczęto stopniowo rozbierać dla pozyskania materiału budowlanego – do 1779 roku rozebrano większość baszt i obie bramy miejskie. Według ustaleń W. Arvaya dopiero jednak w 1789 roku magistrat podjął decyzję o burzeniu murów i zasypywaniu fos co, przynajmniej w części, sankcjonowało stan już wcześniej zaistniały – np. w latach1784-85, w czasie budowy traktu cesarskiego, przez północne przedpole fortyfikacji przeprowadzono nową ulicę (obecną Wałową) likwidując wał i fosę, równolegle i nieco później podobną inwestycję zrealizowano po stronie południowej (ulice: Targowa-Bernardyńska-Szeroka).
Można sądzić, że zewnętrzne umocnienia klasztoru likwidowane były w podobnym mniej więcej czasie. Sama basteja z obecnego placu Morawskiego została zasypana i włączona w obszar ogrodu klasztornego, zlikwidowanego i poddanego parcelacji w czasach austriackich. Na najstarszym planie miasta z okpło1796 roku w rejonie placu Morawskiego można jeszcze odczytać jej zarys – jak się wydaje autor mapy zaznaczył obrys istniejącego w tym miejscu uskoku terenu, który pozostał po zasypanym wcześniej obiekcie. Co ciekawe autorem tym był przywoływany już kilkukrotnie F. v. Grottger, spisujący m.in. inwentarz klasztorny w 1794 roku, w którym zarejestrowano m.in. różne drewniane szopy znajdujące się w ogrodzie klasztornym, nie zauważono jednak bastei ani żadnych pozostałości po niej (mury, jako materiał budowlany, zostałyby odnotowane), co dowodzi, że w tym czasie był to obiekt już nieczytelny, kryjący się pod powierzchnią gruntu i pewnie zapomniany. Kolejny plan miasta z 1814 roku nie rejestruje już żadnych śladów bastei. Można więc przypuszczać, że w latach dwudziestych XIX wieku jedynym jej śladem pozostawał, tak jak obecnie, pagórek przy północno-wschodnim narożniku muru klasztornego, wtopiony w otaczający go teren i nie budzący jakiegoś szczególnego zainteresowania wśród mieszkańców Tarnowa.
W czasie budowy Sądu Szlacheckiego przebudowywano prezbiterium kościoła, wyburzano wschodni odcinek muru i istniejące przy nim skrzydło klasztorne - wydaje się wręcz niemożliwym, żeby przy tej okazji nie natrafiono na basteję, a co najmniej na prowadzącą do niej poternę, usytuowaną najbliżej likwidowanych partii.
Jeśli się zważy, że przy tym poterna znakomicie pasuje do określeń użytych przez Wincentego Balickiego przy charakterystyce tunelu – podziemne sklepienie, czyli inaczej przesklepiony korytarz, które, jako nieużyteczne, zostało zasypane – to wydaje się prawie pewne, że odnotował on ten właśnie element nowożytnego systemu obronnego, ujawniony najprawdopodobniej podczas prowadzonych wówczas prac. I to by całą sprawę mogło wyjaśniać.
Skąd Balicki przyjął dla owego odkrycia interpretację, która do dzisiaj budzi takie emocje, nie wiadomo. Można byłoby tu oczywiście przytoczyć co najmniej kilka hipotez - od błędnej interpretacji jakiegoś źródła po zapisanie, dla uatrakcyjnienia odkrycia, krążącej na jego temat plotki - ale poruszalibyśmy się cały czas w sferze tylko domysłów.
W sumie wyjaśnienie zagadki tunelu, które tu przedstawiliśmy, wydaje się najbardziej prawdopodobne. Nie rozstrzyga ono jednak wszystkich problemów związanych z jego tematyką - nadal nie wiemy np. na jaki element architektury natknął się inż. B. Kulka. Poterna to prawie na pewno nie była, B. Kulka musiałby wówczas wykonywać jakieś wykopy, a tego, cytujący go inż. Gryl, z całą pewnością by nie pominął. Sam tunel również to nie mógł być – powojenne badania archeologiczne zamku z lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych możliwość jego istnienia zupełnie wykluczyły - być może jednak czekają nas dalsze odkrycia związane z rejonem dawnego klasztoru. Można zresztą przyjąć za pewnik, że w przypadku dawnej architektury, dopóki nie zrealizuje się badań strukturalnych, wiedza na jej temat, nawet najlepiej udokumentowana źródłami pisanymi, będzie cały czas niepewna.
Ale może to i dobrze. Lepiej przecież jak istnieje jakaś tajemnica, która może inspirować do lepszego poznawania przeszłości naszego magicznego miasta.
K. Marek Trusz