Tarnowscy radni przyjęli budżet miasta na rok bieżący. Za uchwałą głosowało 17 radnych, pięcioro było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu, trzy osoby były nieobecne. Głosowanie nad budżetem poprzedziła długa dyskusja i głosowanie nad poprawkami do uchwały. Przyjęto autopoprawki zaproponowane przez prezydenta, odrzucono wszystkie wnioski zgłoszone przez radnych.
Podczas sesji w dniu 19 stycznia tarnowscy radni przyjęli uchwałę budżetową. Najważniejsza dla miasta uchwała przyjęta została 17 głosami za, przy pięciu przeciwnych. Nikt nie wstrzymał się od głosu, trzy osoby były nieobecne.
Głosowanie poprzedziła debata, w której głos zabierali głównie radni opozycji. - Fundament budżetu jest przyjęty nieprawidłowo, dlatego budżet zawali się po kilku miesiącach. Przyjęto błędne założenia – przekonywał Jacek Łabno. - To nie jest budżet naszych marzeń, ale budżet możliwości i nadziei – ripostował Jerzy Hebda, przewodniczący klubu „Tarnowianie”.
Przed głosowaniem ostatecznej wersji budżetu głosowano kilkadziesiąt poprawek do uchwały. Radni przyjęli 27 wniosków zaproponowanych w formie autopoprawki przez prezydenta Ryszarda Ścigałę. Odrzucono natomiast w komplecie ponad 50 wniosków zgłoszonych przez radnych. Podczas tych głosowań doszło do nienormalnej sytuacji, gdy zgłaszanych przez siebie wniosków nie popierali nawet sami wnioskodawcy.
Ostatecznie budżet został przyjęty głosami członków klubów „Tarnowianie”, Platformy Obywatelskiej oraz dwóch członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Przeciw projektowi głosowali radni wybrani z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Głosowania nad poprawkami mniejszości do uchwały budżetowej wzbudziły śmiech na sali - Sali Lustrzanej dodajmy, bo ta nazwa coraz bardziej mi się podoba w odniesieniu do tarnowskiego samorządu.
Niech będzie, że mam spaczone poczucie humoru. Może nawet jestem go zupełnie pozbawiony, ale sytuacja, w której wnioskodawcy głosują przeciw wnioskom przez siebie zgłaszanym jakoś wcale mnie nie śmieszy.
Śmieszy mnie natomiast niepomiernie (chociaż też do czasu), gdy jedna z radnych podczas sesji domaga się od prezydenta pieniędzy z budżetu miasta dla fundacji, której jest prezesem. Boki zrywać.
Ktoś powiedział kiedyś, iż bywają sytuacje, że już tylko błazen nie ma się z czego śmiać. I to musiał być bardzo mądry człowiek.
Piotr Filip