Nickelback – „Silver side up” (2001,Roadrunner records) “Jak w restauracji”
Nickelback – „Silver side up” (2001,Roadrunner records) “Jak w restauracji”
Może to nie nowość, ale płyta dzięki, której zespół Nickelback zyskał światowy rozgłos. Trzecia pozycja w dyskografii kanadyjskiej grupy jest moim zdaniem faktycznie najlepszą ich płytą. Następne po niej („
The long Road” i „All the right reasons”), choć całkiem nieźle się sprzedawały, nie zaskoczyły niczym nowym.
„Silver side up” to 10 kompozycji utrzymanych w klimacie amerykańskiego hard rocka z gatunku np. 3 Doors Down z czego kilka utworów to rasowe hity.
Niewątpliwie największy z nich to
„How you remind me”, który w owym czasie grały wszystkie stacje radiowe aż nauczyli się go nawet ci ,którzy o muzyce rockowej nie mają pojęcia. Wersja radiowa odbiega znacznie od tej na krążku, na korzyść tej płytowej i jeśli ktoś kupił wtedy płytę dla tego kawałka mógł być zdziwiony jej zawartością.
Płytę bowiem otwiera utwór
„Never again”, z dynamiczną sekcją, mocnym riffem i przebojowym rockowym refrenem. Dobre granie bez zbędnych kombinacji, ale za ciężkie do komercyjnych stacji. Po nim dopiero znany już hit „How you remind me” z bardzo ładną linią wokalną, ciekawie zbudowanymi częściami i...gitarami, które dopiero w tej wersji „sadzą” jak należy. Robi się ciekawie. Obiecujący początek „Woke up his Morcing”- trzeciej kompozycji niestety szybko gaśnie i poza nieźle skomponowanymi harmoniami wokalnymi w niektórych momentach przypomina raczej średnią kopię dokonań Stone Temple Pilots.
Rekompensatą będzie na pewno
„Too Bad”, jak dla mnie najlepszy numer na tej płycie i choć MTV sporo go grała nigdy nie zyskał takiego wyniku jak jego singlowy brat - a szkoda, bo to stuprocentowy hit zarówno do samochodu, pokoju, kuchni jak i na koncert. Jedynym mankamentem jest pseudo - solówka
Ryana Peake’a, bo aż prosi się w tym miejscu coś bardziej chwytliwego. I tu kończy się przebojowy Nickelback. „Just for” to zapchajdziura przed przypominającym do złudzenia stare dobre Black Sabbath „Hollywood”, w którym zapomniano o refrenie (w tym gatunku obowiązkowe!), „Money Bought”, którego linia wokalna została zapożyczona z pierwszego kawałka - ładna ale po co śpiewać ją dwa razy na tej samej płycie?...
”Where do I hide” to znowu typowa amerykańska piosenka hard rockowa, którą znacznie lepiej wykonała by ASIA,
„Hangnail” to „niezapamiętywalny” utwór, choćby słuchało się go 10 razy z rzędu. Nutkę radości dla uszu wprowadza kończący płytę
„Good Times gone” utrzymany w stylu country rocka, okraszony akustyczną gitarą kawałek, który machinalnie przenosi słuchacza na opuszczoną stację kolejową, gdzie tylko słychać w oddali świerszcze i polującego grzechotnika. A wszystko w lejącym się z nieba żarze.
Mocną stroną tego albumu jest jego produkcja, płyta nawet po ośmiu latach brzmi bardzo dobrze.
Jak kiedyś powiedział ktoś...”jeśli na płycie są co najmniej trzy dobre kawałki to płyta jest dobra”. W takim razie „Silver side up” jest dobrą płytą, bo ja naliczyłem ich cztery. Trochę tak jak w dobrej restauracji. Od ziemniaków do kawioru – jesz co lubisz. Nickelback sprzedał tych dań na całym świecie ponad 10 milionów, co potwierdza kolejny raz teorię, że jedna piosenka może uczynić cuda. Zaznaczam, że jest to wyłącznie moja subiektywna opinia.
Rafał Huszno
30.03.2009