Palma wielka, nocna czyli... istnieją granice jaj (akcja się dzieje na ruinach)



Autor:

Od lat szopka triumf święci
Piszą wszyscy jak najęci
Twórcze wyciskając soki,
Jak kraj długi i szeroki
To przywilej jest grudniowy,
A mnie przyszła myśl do głowy,
Że, jak głosi pewna bajka
Wszystko się wykluło z jajka
Także szopka – kuplet, który
Zrodził się spod kupra kury
A więc dziś opowieść miałka
Na cześć żółtka no i białka


Narrator:

Gdzieś z okolic Goleniowa
Gość tu do nas przywędrował
Zapędził się w nasze strony
Z przyczyn bliżej niewiadomych
I choć trochę się zasapał
Na ruiny gość się wdrapał
Czując nosem i przez skórę
Że to jest to miejsce, które
Kością w gardle miastu temu
Tylko gość nie wiedział – czemu?


Gość (tajemniczy):

Pusto wszędzie, cicho wszędzie
Co to będzie, co to będzie?


Narrator:

Święta będą. Każdy staje
Żeby się podzielić jajem


Jacek Łabno:

Ja jednakże chciałbym wiedzieć,
kto to jajko miał wysiedzieć
Bo nie można wszak wykluczyć
Że je ktoś nam mógł podrzucić


Narrator:

Pan niech nic nie imputuje
Bo się jajko nie wykluje
Pan tu później jeszcze będzie
Wiem, że pan być musi wszędzie


Autor:

Jajko jeszcze całkiem świeże
A wy już... no nie, nie wierzę
Spokój, cisza, cicho siedzieć


Ryszard Żądło:
Ja też chciałbym coś powiedzieć


Narrator:

A pan po co się tu pcha?


Ryszard Żądło:

Ja do jajka, ja to ja
W końcu przewodniczę radzie
Z jajkiem sobie też poradzę


Producent wędlin (anonimowy):

A ja chce zaprotestować
Jajko to się może schować
Moje szynki i kiełbasy -
To jest do robienia kasy
Świnie lepsze, świnia górą
Nie ma porównania z kurą
Taka kura to jest nic
Nawet z jajkiem – zwykły pic
To jest jedna wielka bzdura,
Nic nie warta taka kura


Narrator:

Dosyć, dosyć już was mam
Chcę być z jajkiem sam na sam


Jajo (chyba lekko przerażone):

Nigdy więcej nie patrz na mnie
Takim wzrokiem
Nigdy więcej na łyp na mnie
Głodnym okiem
Nigdy więcej nie patrz przy mnie
Na majonez
Bo pomyślę, że to wszystko
Już skończone
Nigdy więcej mnie nie traktuj
Jak śniadanie
Ja nie jestem żadne pierwsze
Lepsze danie
Mnie już poznał cały kraj
Bo tu wszędzie pełno jaj
Więc już nie patrz nigdy na mnie
Tak jak dziś


Redaktor A (zasłużony i nagrodzony):

Jaj ci u nas nie brakuje
Co rusz jakieś się wykluje
Choćby tutaj, o w tej dziurze
Jajo się wykluło


Tadeusz Pawlik (komendant Straży Miejskiej):
Kurze?

Redaktor A (niezmiennie zasłużony i nagrodzony):

Nie, tarnowskie. Powiem więcej
To z hodowli jest książęcej


Redaktor B (dobrze poinformowany):

Radni ruin nie ruszają
To się jaja wykluwają
Coraz większe, ale cicho
Bo w ruinach śpi też licho
Które nagle obudzone
Może pobiec nie w tę stronę


Chór tarnowskich radnych (zgodny):

Jeszcze tego nie bywało
Żeby licho buszowało
Na nasz zgodny znak
Licho trafi szlag


Ryszard Żądło:

Dość tych bzdur kochani, wreszcie
Powitajmy gościa w mieście

(do autora):

Gdzie ty gościa wyprowadzasz
Gdy na dole czeka władza
By powitać uroczyście
Zapraszamy oczywiście
W przegościnne nasze mury
Tylko zejdźcie już z tej góry


Krzysztof Bazuła (przechylony w lewo):

Ale co to jest za góra
Ot, pagórek, górka, która
Sprawia same nam kłopoty
Przez nią tyle jest roboty
Ale dosyć. O nas basta!
Gościu witaj w progach miasta


Jacek Łabno (przechylony nie wiadomo w którą stronę):

A ja muszę się zapytać
Kto ma tego gościa witać
Kto przemówi i dlaczego?


Jerzy Hebda (chyba nie przechylony):

Może dosyć już kolego
To nie pora na pytania


Jacek Łabno:

Ale...


Jerzy Hebda:

Dosyć już gadania!
Pana mowy są zbyt nudne
Chodźmy w miasto...


Jacek Łabno:

...Takie brudne?


Jajo (toczy się po zboczu Góry Świętego Marcina w kierunku centrum miasta):

Ale jaja! Cała władza
Nam na gościa się zasadza
Wszyscy już stanęli w szranki
Niezłe będą dziś pisanki


Prezydent wraz z zastępcami:

W miasto idziemy
Drodzy panowie
W miasto idziemy
Każdy coś zrobi
każdy coś powie
Gościa weźmiemy

Nim doba minie
On się rozpłynie
W wielkim zachwycie
To będzie dla nas super – reklama
Piękne jest życie!


Dorota Skrzyniarz:

Ja zapraszam gościu drogi
W naszych szkół wysokie progi


Ryszard Ścigała:

Inwestycje chcę pokazać,
Drogi, rękę gospodarza


Robert Wardzała:

I Mościce. A tam żużel
Tam się zatrzymamy dłużej


Anna Czech:

Szpital! Szpital! Ja mam rację
Już robimy operację
Na poziomie wręcz światowym


Gość (nieustająco tajemniczy):

Czuję lekki zawrót głowy
Może piwo?


Józef Rojek:

Piwo? Skądże!
Trzeba się prowadzić mądrze.
Co najwyżej wina deczko
Zapraszamy na jajeczko
Święta wszakże...


Redaktor C (jak przeważnie sfrustrowany i zapatrzony w siebie):

Święta, święta...
A czy o mnie ktoś pamięta

(odchodzi bezpowrotnie, uśmiechając się zalotnie...)


Antoni Sypek (historyk na niwie):

Ze mną gościu chodź na spacer
Ja ci wszystko wytłumaczę
I przestanie boleć głowa
Gdy pojawi się Wałowa
To jest wizytówka miasta
Kamieniczki, stara baszta...


Gość:

A to co?


Antoni Sypek:

A to fontanna
Zdobi jak pan widzi schody


Gość:

A gdzie woda?


Wiesław Kuldanek (dyrektor do spraw):

Nie ma wody.
Może trochę dziwi gości
Lecz to wszystko z oszczędności



Antoni Sypek:

Życie tętni tu od rana
A to Sala jest Lustrzana
Tu się rodzą wielkie plany


Gość

Dużo luster?


Grzegorz Światłowski (gentleman w każdym calu i centymetrze kwadratowym):

Całe ściany!
Czasem, to jest jak zły duch
Bo niektórych jest po dwóch


Józef Gancarz (z bratem):

Jeśli głosować to nie indywidualnie
Jeśli głosować, to tylko we dwóch
Bo to bezpiecznie jest i konceptualnie
Gdy politycznie podwójny robisz ruch


Jajo (wtacza się właśnie na ulicę Wałową):

A w Lustrzanej Sali siedzą
Siedzą, dzieląc się niewiedzą
Od niewiedzy duszno w sali,
Lecz się rajcy rozbrykali
I dyskusje i ad vocem
A niewiedza wciąż chichoce
Szepcząc cicho – ech wy głupie
Elektorat ma was w d...


Chór radnych (wyjątkowo zgodny):

A na sesji znów pójdziemy na całość
Miasto będzie patrzeć z twarzą oniemiałą
Na pytania, co to każdy zna odpowiedź
Na dyskusje, których sensu trudno dociec
Na spektakle, jakich miasto jeszcze nie widziało.
Więc na sesji znów pójdziemy na całość
I znów nikt nie będzie wiedział co się stało
Że się nagle wszyscy wściekle pokłócili
Że niektórzy wyszli, bo się obrazili
I jak długo jeszcze to się wszystko będzie działo


Maria Zawada – Bilik (rzadziej występuje, częściej promuje):

Panie Antku czy pan rości
że wyłączność ma na gości?

(do kolegów):

No panowie! W dwuszeregu!
Zabieramy go na biegun

(intonuje hymn Wydziału Marki)

Cicha woda brzeg rwie
A promocja – wody dwie...


Zbigniew Kupiec:

W stronę kupców zróbcie gest
Wskażcie Burek – póki jest


Gość:

To i biegun tutaj macie?


Krzysztof Rodak (specjalista od dawania ciepła):

Ciepła, ciepła
Miły bracie
Tylko on, psia jego mać
Nie za bardzo chce nas grzać


Gość:

A ten Burek to co, pies?


Zbigniew Kupiec:

Noooo...jeżeli pies, to jest
Taki trochę pogrzebany
Bo nikt nie wie, jakie plany
Ma z tym psem, tfu, z Burkiem władza
I co bardziej jej dogadza


Jajo (podsłuchuje, co generalnie nie leży w jego naturze, ale czasem, koło Wielkiej Nocy...):

Ale jaja. A gość wcześniej
Mógł na chwilę wpaść do Pleśnej
Tam dopiero wielki świat
Z małym światkiem za pan brat


Mieczysław Kras (starosta, filar powiatu):

Od powiatu ręce precz
Powiat to jest święta rzecz
Mówią o nim nie bez racji -
To filar administracji


Gość:

Drogi panie prezydencie
Byliśmy już chyba wszędzie
Co pan jeszcze mi pokaże?


Jacek Łabno:

Wszędzie? A na Owintarze?!


Dorota Skrzyniarz:

Może gość nasz po tym znoju
Chwilę spędzić chce w spokoju
Może własne ma życzenia?
Patrzeć jak się wszystko zmienia
Może powie skąd przybywa


Jerzy Hebda:

Mówił przecież, że chce piwa


Marcin Pałach (dyrektor ds. turyzmu):

Ja się panu bardzo dziwię
Nie karmimy gości piwem
Niech pan wreszcie raz posłucha
Dajemy im nektar ducha
Gdy zawita ktoś w te strony
Bema cień niedościgniony
Sprawia, że gość krokiem płynnym
Wraca już zupełnie innym


Gość:

To z pewnością! Ja sam czuję
Jaka zmiana następuje
W mym myśleniu o tym mieście


Ryszard Ścigała:

Oczywiście, bo nareszcie
Mamy co zaprezentować


Jacek Łabno:

Tylko władzę trzeba chować...


Gość:

Czy ja mógłbym dostać wody?
Wodę chyba można pić?


Prezes wodociągów:

Oczywiście nikt spragniony
W grodzie tym nie może być


Chór radnych (którzy usiłują robić swoje):

My lubimy, my lubimy wodę lać
naszą radę, naszą radę na to stać
I gdy obrady zaczynamy
Zaraz kurek odkręcamy
panowie
Lejmy wodę, lejmy wodę
Może to efekty dać


Jajo:

Oj gość coraz bardziej blady
Chyba dłużej nie da rady
Jeszce padnie tu nieboże
Jeśli ktoś mu nie pomoże


Gość:

Coś mi słabo, źle się czuję


Andrzej Witek (leczy, prezesuje, inwestuje):

Co, zdróweczko nam szwankuje?
To zapraszam, zobaczymy
Osłuchamy, wyleczymy


Antoni Sypek:

E tam – słabo. Mój kochany
Przecież mamy jeszcze plany
By pozwiedzać miasto sobie


Narrator (cały czas pozostający sam na sam z jajem):

Mdlej człowieku, bo po tobie...


Jajo:

Widzę, że Gość już nie może
Więc potoczę się na dworzec
On jest bystry, to załapie
I w ślad za mną tam poczłapie.


Autor:

To już jest koniec, jaj już nie będzie
Bo się zaczęły panoszyć wszędzie
Gdy pod krytyki grad się dostały
Chciały podskoczyć... i się rozlały


Wszyscy uczestnicy:

Choć nas te jaja tak zaskoczyły
To nie wierzymy, że się skończyły
A przez autora jesteśmy w kropce
Lecz wkrótce razem będziemy w szopce
Bo gdy na co dzień jesteśmy z boku
Będziemy sławni - dwa razy w roku!


Chór jaj:

Chcemy być sobą
Chcemy być sobą dłużej
Chcemy być wielkie
Chociaż jesteśmy kurze
Chcemy wolności
Chcemy wolności całe
Nigdy już jaj
Nigdy już jaj z jajek!


Narrator:

Powiem wam jaki był koniec
drogi gościa nieznanego -
Cóż, zdyszany wpadł na dworzec
Do pociągu wsiadł jakiegoś
Bez biletu, bez bagażu
Nie obejrzał się ni razu
Tylko teraz do urzędu
Stosy kartek napływają
A na każdej z nich to samo -
Jedno wielkie kurze jajo.


tekst: Dorota Filip, Piotr Filip
rysunki: Andrzej Nachman
06.04.2009
Twój komentarz:
Ankieta
Jak oceniasz pierwsze miesiące pracy nowego samorządu Tarnowa?
| | | |