Jest ambaras...

 Muzycznie zrobiło się ostatnio w tarnowskim teatrze. Dopiero co zaordynowano „Disco Solski” - spektakl, który wywołał masę komentarzy i spekulacji na temat kondycji teatru, a już pojawiła się kolejna muzyczna premiera, a co za tym idzie, propozycja na wciąż długie i zimne wieczory. Oto Tarnowski Kabaret Literacki NaTenCzas serwuje przeboje elitarnego niegdyś Kabaretu Zielony Balonik. Kabaretu, w którym królują teksty trochę już dziś zapomnianego, a szkoda, Tadeusza Boya-Żeleńskiego.

 

W 1905 roku w krakowskiej cukierni Michalika przy ulicy Floriańskiej powstał kabaret Zielony Balonik. Tadeusz Żeleński długo był jednym z wielu, oczarowanych atmosferą Zielonego Balonika widzów, aż któregoś dnia napisał prześmiewczą balladę i wysłał ją twórcom kabaretu. Ta spodobała się na tyle, że zaproponowano mu tworzenie kolejnych tekstów. To wówczas właśnie, by nie szargać zacnego nazwiska szanowanej rodziny, co niekiedy mu wypominano, zaczął podpisywać się pseudonimem Boy i wtedy też nieśmiały, trzydziestoletni lekarz objawił się światu jako utalentowany pisarz, humorysta i ostry satyryk, po mistrzowsku posługujący się polszczyzną.

Te, trochę niestety zapomniane już dzisiaj teksty, postanowił przywrócić Tarnowski Kabaret Literacki NaTenCzas, pod przewodnią siłą Jerzego Pala. I bardzo dobrze, bo okazało się, że jak na swój wiek trzymają się świetnie. Boy, a raczej jego teksty, już nie szokują tak jak kiedyś, ale wciąż bawią, pobudzają do refleksji i udowadniają, że ząb czasu też czasem łamie się na dobrym materiale.

Autorką scenariusza jest Zina Zagner, występują Zina Zagner, Monika Wenta, Kamil Urban i Jerzy Pal. W cudownie klimatycznej scenografii pomysłu Jerzego Pala i autorstwa Macieja Sroki, ta czwórka aktorów plus Piotr Niedojadło (pianino, choć samo „pianino” to za mało powiedziane) wykonuje 27 piosenek przeplatanych skąpo i tylko od czasu do czasu, tekstem mówionym.

I tu pojawia się pewien problem. Piosenki są bowiem wymagające. Wymagające słuchu, tempa i skali głosu, a przy tym wszystkim stosownej interpretacji tekstu. Zadanie niełatwe nawet dla obytego muzycznie aktora i pewnych niedoróbek w tej materii można się w tarnowskim przedstawieniu dosłuchać. Był to być może wynik premiery, która rządzi się swoimi prawami i zawsze jest dla aktorów najtrudniejsza. Ale ostatecznie kabaret to, a nie opera i muzyczne niedoskonałości są do wybaczenia. A sądząc po reakcji publiczności, nie przeszkadzały jej nietrafione półtony czy spóźnione ósemki. Publiczność się bawiła, a po to właśnie jest kabaret.

Mam nadzieję że na kolejnych przedstawieniach publiczność będzie bawić się równie dobrze, a może nawet lepiej, a aktorzy wraz z nią, bo taka interakcja (a interakcja jest, a jakże) wyjdzie spektaklowi tylko na dobre.

Pozostaje życzyć twórcom spektaklu, by żył on na tarnowskiej scenie długo i szczęśliwie.  Zasługuje na to i Boy i tarnowscy aktorzy i Piotr Niedojadło przy pianinie i praca, którą wszyscy twórcy spektaklu wykonali. I niech te muzyczne fraszki, piosenki pisane na potrzebę jednego wieczoru, w których i humor i satyra i nuta rzewna się pojawia, stanowią na długo – jak powiedział sam mistrz Boy -  historyczny dokument owego przelotnego okresu, w którym niewinna wesołość i pustota stukały nieśmiało i boczną furteczką do wrót „pałaców sterczących dumnie” naszej bardzo dostojnej pani Literatury.

Dorota Filip




20.02.2017
Twój komentarz:
Ankieta
Czy weźmiesz udział w nadchodzących wyborach samorządowych?
| | | |