Tarnowski teatr zaprezentował kolejną premierę. Tym razem na małej scenie, w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich, w muzycznym spektaklu „Bądź taka, nie bądź taka” zaprezentowała się Karolina Gibki. Aktorka skupiła się na piosenkach Kory i zespołu Maanam, i choć wydawałoby się, że piosenki Maanamu najlepiej wykonuje Maanam, Karolina Gibki zaskoczyła. Bardzo pozytywnie.
Zapowiedź wielkich przebojów kultowych wykonawców w wykonaniu mniej kultowych odtwórców zawsze budzi obawę i mieszane uczucia. A gdy chodzi o Maanam, zespół - legendę, obawa gwałtownie rośnie. Tymczasem, po obejrzeniu na scenie tarnowskiego teatru spektaklu muzycznego „Bądź taka, nie bądź taka”, podczas którego Karolina Gibki śpiewa piosenki Kory i zespołu Maanam, chciałoby się zakrzyknąć „Karolino, bądź taka”!
Jeżeli ktoś się spodziewał koncertu czy recitalu, to nic bardziej mylnego. To nie jest recital. Aktorka nie śpiewa piosenki po piosence. Na szczęście również nie udaje Kory, nie naśladuje Kory, nie mruga porozumiewawczo okiem, że „wiecie, rozumiecie - teatr jest sztuką iluzji”. Staje przed mikrofonem i, w towarzystwie gitarzysty Jakuba Mitoraja, któremu krótkie, ale ciepłe słowo niniejszym należy poświęcić, pięknie śpiewa, budząc we „wcześniej urodzonych” widzach wspomnienia coraz bardziej odległych czasów młodości.
Scenariusz spektaklu powstał na podstawie książki „Kora, Kora. A planety szaleją” Kamila Sipowicza. Joanna Satanowska, autorka scenariusza i reżyserka spektaklu, „zrobiła” z tekstu książki coś w rodzaju Maanamu w pigułce. Osią wydarzeń twórczynie spektaklu uczyniły wydarzenia z roku 1984, gdy Maanam otrzymał „propozycję nie do odrzucenia” – występu w Sali Kongresowej dla młodzieży komunistycznej i premiera ZSRR. Pomysłodawcy tego karkołomnego przedsięwzięcia tłumaczyli, iż chcą promować zespół na terenie Związku Sowieckiego, a taki koncert będzie do tego świetnym punktem wyjścia. Rzecz w tym, że Maanam nie miał ochoty śpiewać ani dla młodzieży komunistycznej, ani dla premiera „zaprzyjaźnionego mocarstwa”, ani zostać gwiazdą za wschodnią granicą. Kora odmówiła występu, co musiało zakończyć się skandalem i zakazem prezentowania grupy w mediach. Zakaz po kilku miesiącach zniesiono pod naciskiem fanów, ale każdy, kto pamięta tamte czasy, pamięta także, że takie decyzje wymagały wówczas sporej dozy charakteru.
W tarnowskim teatrze wyszła z tego opowieść składająca się z dopełnień. Prezentowany na dużym ekranie film dopełniają piosenki, piosenki dopełniane są prezentowanym filmem. Film w teatrze też zresztą jest zabiegiem często nadużywanym i stosowanym bez żadnego uzasadnienia. Tu uzasadnienie jest. Widzimy Korę (Karolina Gibki), Kamila Sipowicza (Tomasz Wiśniewski), agenta Kory (Ireneusz Pastuszak), Mateusza i Szymona – synów Kory. Widzimy ludzi, z którymi była na co dzień, słyszymy o tym, co głęboko w niej siedzi i boli. Kilka kadrów, maleńki fragment życia, a jednak o tym życiu mówi bardzo wiele. Nie sposób nie zauważyć małych, ale znaczących ról filmowych Tomasza Piaseckiego jako kierowcy i Marcina Hycnara – dociekliwego dziennikarza.
Spektakl trwa godzinę. Sześćdziesiąt minut to może być aż godzina lub tylko godzina. W tym przypadku tylko godzina.
Piotr Filip