Rozgoryczenie sięgnęło zenitu. PiS w jedną noc zniszczył autobus transgraniczny, nad którym pracowano 6 lat. Autobus, który łączył Zakopane ze słowacką Orawą, zaczął kursować 1 sierpnia. Gdyby jednak teraz ktoś wybierał się nim na wycieczkę, ten autobus nie przyjedzie.
Dwanaście lat starań i zwalczania podejścia „nie da się stworzyć transgranicznej komunikacji publicznej”, a następnie aż sześć lat prac nad samorządowym autobusem transgranicznym, który w końcu tego lata połączył Zakopane ze słowacką Orawą. Autobus zaczął kursować 1 sierpnia i rozpoczęły się mozolne starania o zbudowanie wśród mieszkańców i turystów zaufania do transgranicznego transportu publicznego, o co nie jest łatwo po trzech dziesięcioleciach wykluczenia transportowego. Trzeba było przekonać ludzi, że teraz autobus zostaje na stałe i można zrezygnować z auta, bo autobus na pewno przyjedzie na przystanek i pojedzie zgodnie z rozkładem jazdy, nawet gdyby miała być niska frekwencja czy trudne warunki atmosferyczne. Nie minęły nawet trzy miesiące i te wszystkie wysiłki zostały zniszczone przez PiS w jedną noc, nieprzemyślaną decyzją o nagłym, całkowitym zamknięciu granicy. Tyle wysiłków, starań, przekonywania ludności że autobus jest niezawodny i na pewno przyjedzie na przystanek… i bez żadnego uprzedzenia po prostu nie przyjechał.
Wszystko to jest efektem tzw. afery wizowej. Jak się okazało, za przyzwoleniem prominentnych polityków PiS handlowano wizami za łapówki, w efekcie do Polski i przez Polskę do Europy przyjechało kilkaset tysięcy nielegalnych imigrantów. Równocześnie od lat funkcjonował tak zwany „bałkański szlak” imigracji. Problemu by nie było, gdyby skuteczniej realizowano unijną politykę rozszerzenia, której Polska powinna być głównym orędownikiem. Tak się jednak nie stało, w kwestii wspierania wysiłków eurointegracyjnych państw Bałkanów Zachodnich (w tym Serbii, Macedonii Północnej i Albanii) Polska za rządów PiS nie zrobiła prawie nic. W przeszłości unijnym ekspertem od Bałkanów Zachodnich była Słowacja, która przy współpracy z Polską mogłaby w tej kwestii zrobić naprawdę duże postępy. PiS nie był jednak taką współpracą ze Słowacją zainteresowany. Efektem tych zaniedbań był spadek poparcia dla PiS, który na ostatniej prostej przed wyborami postanowił „przypomnieć sobie” o problemie i zaczął go rozwiązywać po swojemu – siłowo, na pokaz, niszcząc przy okazji życie ludziom zaangażowanym we współpracę transgraniczną oraz przygraniczne biznesy. Z dnia na dzień postanowiono zawiesić funkcjonowanie układu z Schengen i wprowadzić kontrole paszportowe na granicy ze Słowacją. To, samo w sobie, nie jest kontrowersyjne, należało jednak zrobić to z odpowiednim wyprzedzeniem, czego PiS nie dotrzymał. Brakowało bowiem przesłanki uzasadniającej działanie w trybie nagłym – problem migracji nie pojawił się z dnia na dzień np. wskutek wybuchu konfliktu zbrojnego lub klęski żywiołowej, ale miał charakter długotrwały, a rząd PiS wiedział o nim dużo wcześniej. Należało zatem zastosować dwutygodniowy okres powiadomienia o takim zamiarze, co robi w takich sytuacjach każdy normalny demokratyczny rząd szanujący swoich obywateli i zagranicznych partnerów.
Wprowadzono nie tylko kontrole graniczne, ale z dnia na dzień, po prostu, zamknięta została granica. Z ponad 50 legalnych przejść granicznych funkcjonujących na granicy polsko-słowackiej, czynnych zostało tylko 11. Na pozostałych PiS postawiło zasieki i wojsko, jak w mrocznych czasach Stanu Wojennego. Ofiarą zamknięcia przejść granicznych padło m.in. przejście w Chochołowie, przez które przejeżdżają jedyne dwie autobusowe linie transgraniczne łączące Małopolskę z Krajem Żylińskim (Zakopane – Trstena i Trstena – Termy Chochołowskie). A właściwie przejeżdżały, bo minister Kamiński z dnia na dzień te połączenia zniszczył – autobus nie przyjechał na przystanek, niszcząc definitywnie budowane od lat zaufanie do transportu publicznego. Zrobił to rząd, który dużo mówi o problemie wykluczenia komunikacyjnego i potrzebie jego likwidacji.
Za: portaleuropa.eu