Kampanijne meandry

 Wybory samorządowe wyraźnie pokazały, że polskie społeczeństwo ma w głębokim poważaniu, kto będzie o jego losie decydował. To zadziwiająca niekonsekwencja. W październiku ludzie gotowi byli stać w kolejce do lokali wyborczych do białego rana, w kwietniu połowa całkowicie te lokale zlekceważyła. Bo? Bo kandydaci przekombinowali.

 

Jedno, co można z cała pewnością stwierdzić to fakt, że twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości ma się świetnie i partia w każdych wyborach może na niego liczyć. Nie jest nawet specjalnie potrzebna jakakolwiek mobilizacja – zwolennicy PiS pójdą na wybory, żeby się paliło, waliło, grzmiało i lało. Zupełnie inaczej wygląda sprawa z elektoratem opozycji. Ten jest dość kapryśny i dość niekonsekwentny. Ale i dość pogubiony. Widać to wyraźnie w przypadku ostatnich wyborów samorządowych. O ile kandydaci Zjednoczonej Prawicy to po prostu kandydaci Zjednoczonej Prawicy i wszyscy wiedzą, o co chodzi, o tyle przedstawiciele opozycji wprowadzili lekki zamęt. Tajemnicze nazwy komitetów wyborczych, za którymi nie bardzo wiadomo, co się kryje, wystawianie, a potem wycofywanie kandydatów, przekierowywanie poparcia na kogo innego czy wreszcie walczący ze sobą kandydaci poszczególnych ugrupować opozycyjnych – wszystko to zamieszało elektoratowi w głowach. Kto się interesuje i orientuje w wyborczych meandrach, ten wie, kto z kim i dlaczego. Kto się nie interesuje, a nie interesuje się większość, ten nie wie. Nie wie, czy kandydat w końcu partyjny czy bezpartyjny? Jeśli partyjny, to która to partia? Jeśli bezpartyjny, to dlaczego prezentuje na banerach logo partii? Skąd jest? Kto go w końcu popiera, a kto nie? Polski podział PO-PiS trzyma się mocno. Także w Tarnowie. Próby zakamuflowania tego nie mają sensu, bo przeciętny wyborca musi mieć jasny przekaz. Tarnów, to wyborcy w dużej mierze starsi. Nie korzystają z internetu i facebooka, nie chodzą na przedwyborcze spotkania, nie oglądają debat. Chodzą jednak na wybory, bo mają zakodowane, że tak trzeba. Siedzą sobie w domach, najczęściej słuchają w radio ulubionej stacji i wyciągają ze skrzynek ulotki. A z ulotek muszą się dowiedzieć, kto jest skąd. Nazwiska i nazwy komitetów nic im nie mówią. W ich świadomości funkcjonuje PiS albo PO i może jeszcze PSL i tego z ulotki muszą się dowiedzieć. Inaczej pójdą głosować na chybił trafił. Dlaczego Henryk Łabędź wszedł do drugiej tury wyborów? Ano dlatego, że od początku nie ukrywał, że jest kandydatem PiS. Żadnych wymyślnych nazw, po prostu PiS. I wyborca PiS nie musi już wiedzieć, jakie Henryk Łabędź ma plany i jaki program. To jego kandydat. Pozostali kandydaci przekombinowali. Niezależny, bezpartyjny, ale popierany – coś takiego w świadomości wyborców nie istnieje. W Polsce głosuje się na partie, a nie na ludzi i dużo wody upłynie, zanim to się zmieni.

10.04.2024
Komentarze:
Wyborca: 10.04.2024
Czyżby portal był stronniczy partyjnie? Akurat kandydat Henryk Łabędź właśnie nie posługiwał się w kampanii logo PIS. Można to sprawdzić w dokumentacji foto.
Twój komentarz:
Ankieta
Czy jesteś za przywróceniem handlu w niedziele?
| | | |