Ostatnio tu i ówdzie pojawiają się zaskakujące informacje o „przepszczeleniu” Polski. Ta dziwna konstatacja wynika z faktu, że w Polsce jest tyle samo pasiek, co w dużo większych Stanach Zjednoczonych. A to, w prostym myśleniu, oznacza nadmiar miodu. A przecież główne korzyści płynące z pracy pszczół, to pomnażające plony zapylanie. Zapylanie wciąż zbyt małe.
Dogoniliśmy Amerykanów – mamy w Polsce tyle samo pasiek co dużo większe USA. Tej informacji towarzyszy ostatnio idiotyczna konstatacja, mówiąca o „przepszczeleniu”. Krótko mówiąc, mamy za dużo pszczół, a więc i za dużo miodu. Logika Kubusia Puchatka. Miód to tylko 10% wartości pracy pszczół, bowiem 90% to korzyści z pomnażającego plony zapylania roślin. Zapylania wciąż zbyt małego. Ten niedostatek ma w skali roku wymiar w postaci 2,5 – 3 mld zł. Wartość zapylania wykonywanego przez jedną tylko rodzinę pszczelą wynosi od 1000 do 1500 euro. A dla większości roślin zapylanie jest niezbędne. Im więcej pszczół i innych zapylaczy, tym więc wyższe plony. W przypadku pszczół, produkcja miodu jest tylko dodatkiem. Pszczelarstwo to zresztą nie tylko miód, ale również inne produkty pszczele takie jak pierzga pszczela, pyłek kwiatowy, wosk, propolis, mleczko pszczele i jad pszczeli. Rynek wszystkich tych, bezcennych pod każdym względem produktów, też zresztą robi się coraz bardziej problematyczny. Agresywnie zalewają go wątpliwej jakości produkty importowane, głównie z Ukrainy i Chin. Z danych Instytutu Ogrodnictwa wynika, że Ukraina i Chiny odpowiadają za blisko 90% importu miodu do Polski i jest on średnio trzykrotnie tańszy od miodu pochodzącego z UE. Na sklepowe półki trafia miód bez badań jakościowych i kontroli, wypierając lepszy, polski. Wprawdzie część przekraczającego polską granicę miodu ma stosowne certyfikaty, ale o ile w Polsce są one honorowane, o tyle nie dowierzają im już choćby Niemcy. Niemiecka kontrola artykułów spożywczych bada wjeżdżający do kraju miód i wykrywa fałsz. Komisja Europejska przeprowadziła analizy, na podstawie których wykryto, że w importowanym modzie najczęściej znajduje się cukier dodany. „Fałszywy miód” nie tylko narusza przepisy unijnej dyrektywy miodowej. Jest przede wszystkim produktem wątpliwej jakości, zawierającym dużo mniej niż oczekiwane wartości odżywczych, którego niska cena przyciąga kupujących. Import opłaca się kupcom, którzy dla pozornej poprawy jakości, tworzą mieszanki – 5 do 10% polskiego miodu dokładają do sprowadzonego z zagranicy. Liczy się tylko zysk. Dlatego etykieta z informacją „mieszanka miodu z Unii i z poza Unii”, powinna raczej zniechęcić niż skłonić do zakupu.
Zalew taniego, technicznego miodu ze wschodu oraz wysoki koszty utrzymania pasiek sprawiają, że pszczelarze zaczynają likwidować swoją działalność. A mniej pasiek oznacza gorszą sytuację w ekosystemie. I mniej miodu. Pszczoły zapylają 80 procent roślin jadalnych i w naturalny sposób zwiększają plony o 40 procent. Im będzie więcej pszczół, tym mniejsze będzie stosowanie nawozów sztucznych i środków ochrony roślin. Spadek liczebności pracowitych owadów może być bardzo dotkliwy. Miód, jak widać, łatwo jest importować i nawet ten najgorszej jakości znajdzie nabywców. Pracy zapylaczy, bez chemii, zastąpić się nie da.