Po zainteresowaniu posła Józefa Rojka tarnowskim PKS, poniżej publikujemy list podpisany przez pracowników przedsiębiorstwa i przekazany na ręce posła.
Sami dajemy radę - prosimy nie pomagać!
Ogromny niepokój wśród nas, pracowników tarnowskiego PKSu wywołała interwencja posła Józefa Rojka w sprawie naszego przedsiębiorstwa. Jesteśmy zażenowani stylem w jakim próbuje się ugrać poparcie społeczne kosztem osób, w których imieniu ponoć się występuje.
Tarnowski PKS jest normalną spółką prawa handlowego. Nie ma w niej udziałów Skarb Państwa. Nie ma w niej udziałów gmina. Wyłącznie kapitał prywatny. Jesteśmy zatem zaskoczeni tak nagłym zainteresowaniem posła Prawa i Sprawiedliwości naszymi sprawami. Tym bardziej, że przedsiębiorstw, które niestety mają przejściowe problemy z wypełnianiem restrykcyjnych przepisów dotyczących terminów płatności wyznaczonych przez Kodeks Pracy - jest sporo.
Poseł Rojek interweniuje w jednej sprawie. PKSu. Dlaczego?
Odpowiedź powinien znać chyba każdy kto choć trochę interesuje się sprawami w naszym kraju. Jesienne wybory to wystarczająca motywacja, by wielu posłów przypomniało sobie o swoim mandacie i szukało zainteresowanie mediów swoją osobą.
Nieudolnie.
Tak, Panie Pośle - nasza spółka miała spore trudności finansowe. Kilkanaście ostatnich miesięcy to dla nas, czas prawdziwych wyzwań i walki o swoje miejsca pracy. Czy interweniował Pan wtedy, gdy sytuacja prawna zmusiła nas do pokrycia sporych zobowiązań finansowych? Gdy, jako pracownicy, musieliśmy podjąć decyzje - czy godzimy się na opóźnienia w wypłatach, po to by mieć gdzie pracować?
Czy próbował Pan wtedy przekonać firmy i instytucje, które niemal z dnia na dzień domagały się spłaty zobowiązań, by potraktowały PKS inaczej niż innych uczestników gry rynkowej?
Tak, Panie Pośle - zdecydowaliśmy się podjąć niezbyt przyjemne działania reorganizacyjne. Kilku naszych kolegów i naszych koleżanek straciło pracę. Było to konieczne, dla poprawy kondycji finansowej całego przedsiębiorstwa.
Czy próbował Pan wtedy w jakikolwiek sposób pomóc tym, którzy wtedy musieli powiedzieć najbliższym, dzieciom, że ich ojciec, czy matka - nie będzie pracować? A cała rodzina będzie musiała oszczędzać?
Tak, Panie Pośle - jesteśmy niemal na prostej. Na szczęście. Opłaciło się zaciskanie pasa. Opłaciło się szukanie oszczędności na każdej przysłowiowej śrubce. Dziś nasza firma i my wszyscy jej pracownicy możemy nieco spokojniej myśleć o przyszłości. Ale w zimie znów było niewesoło, gdy nagle temat ożywił się w lokalnych mediach. Kilku naszych dostawców zwątpiło wtedy w możliwości finansowe firmy i zamroziło nam kredyty kupieckie uniemożliwiając tym samym prowadzenie usług.
Czy napisał Pan wtedy choćby jeden list, by bronić naszych miejsc pracy? Czy swoją osobą, autorytetem, mandatem Posła Rzeczpospolitej Polskiej próbował Pan przekonać wątpiących w naszą kondycję finansową, że warto dać nam szansę na rozwój i wyjście z kłopotów?
Tak, Panie Pośle - pana ostatnia interwencja wcale nam nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Kruszy dopiero co lekko związane relacje PKS - dostawcy. Poddaje w wątpliwość naszą wiarygodność i kondycję finansową.
W naszej firmie pracuje sto dwadzieścia osób. I chcemy w niej nadal pracować. Chcemy by nasze dzieci miały co jeść.
Czy przemyślał Pan efekty podsycania negatywnej atmosfery wokół naszej firmy? Czy nasze miejsca pracy są odpowiednią ceną Pańskiego sukcesu politycznego? Czy będzie Pan spokojnie siedział w poselskich ławach mając świadomość, że dzięki pana trosce i pomocy firma zatrudniająca Pana wyborców ogłosi upadłość?
Prosimy, by nie pomagał nam Pan w ten właśnie sposób. Przez kilkanaście miesięcy radziliśmy sobie świetnie bez Pańskiego udziału. Poradzimy sobie i teraz. A już na pewno do jesieni. Bo po wyborach zapewne znów utonie pan wśród natłoku prac Sejmowych i pewnie zostawi PKS i jego pracowników w spokoju.
Na szczęście dla nas.
Z drugiej jednak strony - jeśli poważnie traktuje Pan swoją pracę i wyborcze zobowiązania - jest wiele możliwości faktycznej pomocy nam - pracownikom PKSu. Wystarczy chcieć.
I o to też prosimy.
Pracownicy PKSu.
Od redakcji: pod listem widnieje 70 podpisów.