W dzisiejszym świecie nadal jest wiele ubóstwa, i to nie tylko ubóstwa materialnego. Życie – i samo objawienie Boże – pokazuje, jakie i jak różnorodne formy może przybrać ubóstwo w różnych dziedzinach egzystencji osobistej i społecznej. Od ubóstwa materialnego przechodzi się do dyspozycji i postawy duszy upokorzonej i zgniecionej. Ubóstwo jawi się jako „skandal”. W Księdze Hioba dramatycznie wybucha „krzyk ubogich” (34, 28); przedłuża się w Psalmach, nabierając roli profetycznej, którą podejmą prorocy Sofoniasz i Izajasz w „Mesjaszu ubogich”. On sam jest „ubogi” – „cierpiący sługa”. W Starym Testamencie wsparcie ubogich jest istotnym elementem pobożności, nie tylko w odniesieniu do odpowiedzialności osobistej, lecz także w odniesieniu do zaangażowania społecznego. Wystarczy przywołać dyspozycje określające w Księdze Powtórzonego Prawa sposób przeprowadzania żniw, by zobaczyć, że wyraża się tam troska o wdowy, ubogich i obcokrajowców.
Jezus rodzi się, żyje, umiera w ubóstwie: „Będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swym ubogacić” (2 Kor 8, 9). Patrząc na Jego życie święty Jan nauczał: „Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i wiedział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?” (1 J 3, 17). Syn Boży, przyjmując dogłębnie człowieczeństwo, przeżywał je we wszystkich aspektach, do tego stopnia, że w mowie eschatologicznej w Ewangelii świętego Mateusza domaga się pedagogii miłości w stosunku do ubogich, bez względu na to, jakie ubóstwo ich dotyka: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Kościół, który rodzi się z „łamanego chleba”, od samego początku otwiera się na cierpienie społeczne, organizując zbiórki pieniędzy dla potrzebujących. Cała jego historia jest naznaczona powtarzanymi rozporządzeniami, instytutami, zakonami, stowarzyszeniami, mającymi ulżyć ludziom w ich cierpieniach i złagodzić zło świata.
Bóle i cierpienia prezentują różną typologię. Już w Ewangelii Jezus jawi się jako współczujący z ubóstwem intelektualnym nauczyciela Prawa – Nikodema, z ubóstwem moralnym Zacheusza, z ubóstwem w miłości, którego doświadcza Samarytanka, ze słabością płciową, jak w przypadku nierządnicy, która przyszła do Niego, gdy przebywał w domu Szymona faryzeusza. Chrystus lituje się nad Judaszem, którego nazywa „przyjacielem” w godzinie zdrady, nad apostołami, którzy opuszczają Go w czasie męki, nad Piotrem, który się Go zapiera. Cała gama ubóstwa moralnego ukazuje się w przypowieści o synu marnotrawnym.
Wychodząc od tej pedagogii ewangelicznej możemy wskazać niektóre formy ubóstwa w świecie, w którym żyjemy. Jest w nim ubóstwo, bo brakuje słowa, które umacnia i daje nadzieję. Ubogi rzeczywiście jest ten, kogo serce jest zniewolone przez „skarby” ziemskie, kto jest pozbawiony zmysłu moralnego, kto goni za próżnymi ideologiami i poświęca się filantropii bez miłości. Jest ubogim bezrobotny, pozbawiony godności, o której mówił papież Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens. Praca jest wyrażeniem osoby ludzkiej w jej byciu i jej działaniu, jest darem Bożym i jako taka jest ukazywana od Księgi Rodzaju do przypowieści ewangelicznych o talentach, minach, robotnikach w winnicy, wiernych i czuwających sługach. Ubogi jest każdy starszy człowiek pozbawiony tego, co konieczne do życia. Ubogi jest niewierzący, ponieważ Bóg jest tym, który jest i podtrzymuje w istnieniu. Bez wiary ma się poczucie pustki, absurdu. Ma się poczucie bycia „przypadkiem” w świecie, bez oddechu braterskiego. Ubogi jest ten, kto jest samotny. Nic nie jest bardziej destrukcyjne niż „pustynia”, która rośnie od wewnątrz, niż samotność ożywiana odległymi wspomnieniami, wezwaniami do wyjścia, pytaniami bez odpowiedzi. Być może właśnie to jest najbardziej rozpowszechniona forma ubóstwa w dzisiejszym świecie, także w wielkich miastach. Jest to brak odnalezienia w świecie Rodziny Bożej – tej „wspólnoty”, którą umożliwia Jezus Chrystus, przekraczając w Duchu Świętym najdotkliwsze formy osamotnienia. Nie brakuje ubogich z powodu nadmiaru dóbr i bogactw, gorzkiego owocu konsum izmu kultury, techniki, zatrucia kulturowego i moralnego.
Ubogimi są ci, których zniewolił bożek sukcesu i szukanego rezultatu, którzy tworzą ruchy, struktury, plany, rewolucje, a nie myślą o nawróceniu i wzmocnieniu osoby w odniesieniu do jej powołania i misji. Mówił Hamlet: „Nie można zredukować słodkiej religii do rapsodu słów”. Są, w końcu, ubodzy z powodu doznawanych pokus, wstrząsów psychologicznych; ubodzy dręczeni poszukiwaniem słów czyniących dobro i to, co oznaczają.
Naszym zadaniem nie tylko jest dawać – trzeba dać siebie. Być prawdziwymi „ubogimi Pana”, świadkami ubogiego Chrystusa, Samarytanina zbawiającego „wszystkich”. Książka, list, wysychanie, uściśnięcie ręki, uśmiech, odwiedziny, gościnność, trochę cierpliwości, gest sympatii i przyjaźni – to tylko niektóre możliwości naszego miłującego zaangażowania się w reakcji na ubóstwo świata. To wszystko nie jest wygodne ani łatwo zadowalające. Ale pomyślmy o Jezusie, który stał się Żebrakiem proszącym wszystkich i nieustannie o gest miłości. „O Miłości Boża, mało znana, kto znalazł Twoje źródła, znalazł odpoczniecie” – mówi święty Jan od Krzyża. Źródłami miłości są uczynki miłosierne co do ciała i co do duszy, każdy gest zmierzający do ulżenia światu w jego bólu i wzbudzenia choćby jednego błysku radości. Nie zapominajmy też o stwierdzeniu Geroges’a Bernanosa, że Kościół jest jedynym depozytariuszem i stróżem prawdziwej radości, którą jeszcze można znaleźć w naszym świecie.
ksiądz Janusz Królikowski